Tak, wiem, rozdziały miały być co tydzień w sobotę...nie wyszło, przez szkołę i długie dojazdy nie mam tyle czasu ile bym chciała na pisanie rozdziałów.
Także od teraz będę się starała dodawać rozdziały jak najczęściej, jednak wątpię czy co tydzień. Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam na mój fanpage na facebooku, tam o wszystkim na bieżąco informuję--->https://www.facebook.com/Historie-Kraju-%C5%9Aniegu-1157601947599217/timeline/?ref=hl
I tak, powinien być teraz rozdział Karnevalu. Jednak jest on w trakcie pisania, pojawi się niedługo (mam nadzieję ;-;) a w zamian łapcie 4 rozdział Fairy Tail. Mam nadzieję, że się spodoba :)
Poza tym, chciałabym od tej pory wprowadzić coś typu przypomnienia, co działo się w poprzednim rozdziale. Piszcie w komentarzach, czy podoba wam się coś takiego :)
W poprzednim rozdziale
~~
"-P-proszę
p-pomóżcie mi- powiedziałam, upadając jednocześnie, jednak dziewczyna mnie
złapała."
"-Jestem Sandra. Sandra Suzushi.
-Moment! Sandra?!- usłyszałam za
sobą czyjś męski głos."
"-Pochodzę z małej wioski
znajdującej się na północy Fiore. Stąd też znam Graya, byliśmy swoimi jedynymi
przyjaciółmi w dzieciństwie. Moi rodzice nie żyją, zginęli podczas ataku
Deliory na wioskę gdy miałam siedem lat."
"-Chcę
zostać magiem Fairy Tail- powiedziałam zdecydowanie."
Rozdział 4 (z perspektywy Ume)
Wychowałam
się w małej wiosce Shirakawa, znajdującej się na południu Fiore. Nie miałam
rodzeństwa, mama i tata byli moją jedyną rodziną. Moja matka, Merry, była
niesamowitym człowiekiem, moje zdanie podzielali zapewne wszyscy mieszkańcy
wioski. Nie byliśmy zbyt bogaci, a mimo to była gotowa w każdej chwili pomóc
każdemu, kto tej pomocy potrzebował. Nieważne czy chodziło o podarowanie jedzenia,
leków czy pomoc domową- nigdy nie potrafiła odmówić innym.
W roli mamy
spisywała się tak dobrze, jakby było jej to przypisane od zawsze. Kochała mnie,
i starała się mi to jak najczęściej okazywać. Pocieszała mnie, gdy byłam
smutna. Spała ze mną, jeśli nie mogłam zasnąć. Nigdy nie dała mi odczuć, że
jestem sama. Zawsze była przy mnie, nawet jeśli byłam niegrzeczna. Kochałam ją
ogromnie.
Dlatego też
nie rozumiałam, jak ktoś tak dobry i kochany jak moja mama, mógł być z kimś
takim jak mój ojciec. Jeśli chodzi o jego charakter, był kompletnym
przeciwieństwem Merry, swojej żony. Z opowiadań mamy wynikało, że kiedyś był
zupełnie innym człowiekiem. Wtedy go pokochała, ceniła sobie jego szczodrość,
empatię i chęć szczerej pomocy innym. Ale wszystko się zmieniło gdy miałam 3
lata. Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej gburowaty, niemiły i sprawiał
wrażenie, jakby nie obchodziła go własna rodzina. Z czasem stawał się coraz
gorszy, aż pewnego dnia poważnie pokłócił się z mamą. Zarzuciła mu, że w ogóle
nie interesuje się swoją córką. Ogromnie się wściekł i uderzył mamę w twarz, a
potem kopnął w nogi, tak, że się przewróciła. Stałam wtedy za ścianą, nie
zdolna do żadnego ruchu. Mój niepokój zmienił się w przerażenie. Bałam się
własnego ojca. Gdy odwrócił się i zaczął iść w moją stronę oprzytomniałam i uciekłam
do swojego pokoju. Położyłam się do łóżka i szybko zasnęłam. Strach przerodził
się w zmęczenie tak silne, że gdy wstałam było już południe. Obok mojego łóżka
stała mama. Smutna, wpatrywała się jednym okiem w widok za oknem, ponieważ
drugie było spuchnięte i zdobił je wokół
wielki, czerwono-fioletowy siniak. Jednak gdy zobaczyła, że wstałam uśmiechnęła
się i jak gdyby nigdy nic usiadła koło mnie na łóżku i mocno objęła, głowę
wtulając w moje włosy.
-Kocham cię
skarbie, wiesz? Nie przejmuj się tatą, przejdzie mu- pocieszająco mówiła mama,
jedną ręką głaszcząc mnie po policzku. Bardzo chciałam wierzyć, że ma rację, co
do taty. Ze będzie znowu taki jak kiedyś.
Jednak
następnego dnia sytuacja powtórzyła się. Tata zaczął krzyczeć na mamę, ponieważ
dała swojej przyjaciółce leki dla jej chorego syna. Mama próbowała uspokoić
tatę, ale on był tak wściekły, że znowu zaczął ją bić. Nie mogłam znieść tego
widoku, więc wybiegłam z domu, pędząc
przed siebie, sama nie wiedząc gdzie. Dopiero po parunastu minutach biegu
zorientowałam się, że zmierzam w stronę lasu znajdującego się nieopodal
Shirakawy. Postanowiłam, że posiedzę tam przez jakiś czas, a później wrócę do
domu, żeby mama się nie martwiła.
Gdy dotarłam
do gęstego lasu zaczęłam chodzić między drzewami, szukając jakiegoś dogodnego
miejsca, w którym mogłabym spędzić najbliższy czas. Starałam się iść tak, żeby
cały czas widzieć wioskę, jednak drzewa rosły tam tak gęsto, że po chwili było
to niemożliwe. Weszłam głębiej do lasu i straciłam wioskę z oczu. Szłam jeszcze
przez parę minut, kiedy dotarłam do wysokiej sosny, przy której ktoś siedział.
Był to chłopiec, wyglądał na trochę starszego ode mnie. Miał czarne włosy,
które wyglądały jakby dopiero wstał z łóżka oraz niesamowite, złote oczy. Przystanęłam,
i w tym momencie chłopiec mnie zauważył. Wstał, otrzepał spodnie z ziemi i
podszedł do mnie, wyciągając rękę.
-Cześć,
nazywam się Jun. A ty?
Nieśmiało
podałam mu swoją drobną dłoń.
-Jestem
Umeki.
-Co robisz w
tym lesie? I to na dodatek sama?
-Właściwie o
to samo mogłabym spytać i ciebie.
Roześmiał się
serdecznym śmiechem.
-Masz
racje. Jednakże rzadko widuję tu kogoś poza mną, więc jestem ciekawy.
Właściwie,
sama nie wiedziałam co tu robię. Trafiłam tu zupełnie przypadkowo. Jednak
odpowiedziałam mu:
-Chciałam
być sama. Mój tata jest teraz w domu, a nie lubię gdy tam jest. Jest niemiły.
Zmarszczył
brwi, najwyraźniej nad czymś myśląc. Po chwili usiadł powrotem pod drzewem i
gestem przywołał mnie, żebym usiadła obok niego, co też uczyniłam.
-Rozumiem,
że masz problemy w domu?
Zaskoczył
mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, kim właściwie jest i czy mogę mu ufać.
Jednak nie miałam innej osoby, której mogłabym o wszystkim opowiedzieć, a
bardzo chciałam, komuś o tym powiedzieć. Więc odpowiedziałam:
-Tak.
Mój tata jest zły. Kiedyś taki nie był, ale się zmienił. Moja mama go kocha, a
on jest dla niej taki niemiły. Jest przez niego smutna i płacze. A nie lubię,
gdy mama płacze, bo jest taka dobra, że na to nie zasługuje.
-Rozumiem.
Czyli uciekłaś z domu, bo boisz się swojego taty. - stwierdził Jun po
wysłuchaniu mojej krótkiej opowieści.
Czy
bałam się ojca? Sama nie byłam pewna. Nadal pokładałam nadzieję, że wróci do
siebie, że będzie taki jak kiedyś. Nadal widziałam w nim mojego starego,
kochanego, miłego tatę. Chciałam mimo wszystko wierzyć w to, że wróci. Że
będzie taki jak kiedyś. Że znowu będzie kochał mamę i mnie.
-Tak,
uciekłam, bo się wystraszyłam, że zrobi mi krzywdę. - powiedziałam ze smutkiem.
- Uciekłam, mimo, że wiedziałam, że mama będzie się martwić. Ale boję się teraz
wrócić. - wyznałam mu, patrząc na niego.
Nagle
w jego oczach pojawił się tajemniczy błysk.
-Mam
pomysł! - powiedział z ekscytacją w głosie- Jeśli wrócisz dzisiaj do domu, a
twój tata cię uderzy, to nauczę cię magii, dzięki której następnym razem
będziesz mogła się obronić. Może tego nie widać, ale jestem magiem.
Spojrzałam
na niego z podziwem i radością malującymi się na twarzy.
-Naprawdę?
Nauczysz mnie magii? Ale ile ty masz lat, że zdążyłeś już opanować posługiwanie
się magią?
Widać
było, że jest naprawdę szczęśliwy mogąc mi o tym opowiadać.
-Mam
sześć lat, ale ja jestem magiem od urodzenia.
-Od
urodzenia? To możliwe?
-Owszem,
możliwe. Wiąże się z tym historia mojego rodu.
-To
dlatego masz takie ładne, złote oczy?- spytałam, bo od dłuższego czasu
przyglądałam się jego oczom i zastanawiała mnie ich niespotykana barwa.
-Tak,
między innymi. Mogę ci opowiedzieć historie mojej rodziny, jeśli chcesz ją
usłyszeć. - -zaproponował, a ja z chęcią się zgodziłam, ponieważ bardzo
chciałam ją usłyszeć.
-Historia
zaczyna się od mojego przodka, którego imienia niestety nigdy nie poznałem.
Nauczył się on magii posługiwania się prądem. Podszkolił ją na tyle, że mógł
razić innych, tworzyć własne przedmioty elektryczne oraz używać błyskawic.
Pewnego dnia przez przypadek poważnie poraził swoją żonę prądem. Cudem udało
jej się przeżyć, jednak po tamtym wydarzeniu oślepła. Zabrali ją do lekarza.
Udało mu się ją uleczyć, ale jej oczy zmieniły kolor, jak się może domyślasz,
na złoty. Kobieta była akurat w ciąży. Bała się, że przez porażenie prądem
dziecku mogło się coś stać, ale całe szczęście tak się nie stało. Na dodatek
urodziła bliźniaki. Jak się okazało, jedno z nich miało oczy czarne, a drugie
złote, przez co rodzina podzieliła się na dwie części. Ci ze złotymi oczami
umieli, i do dziś umieją, posługiwać się magią od dziecka. Nazywani są główną
linią rodu. I ja właśnie do nich należę. Mam jeszcze dwóch starszych braci,
którzy posiadają czarne oczy.
-Jun,
a może...mógłbyś pokazać mi twoją magię?- po usłyszeniu historii tej magii
bardzo chciałam zobaczyć ją na własne oczy.
-Miałem
nadzieję, że o to poprosisz. Jednak proszę, abyś odsunęła się parę kroków
dalej, abym przypadkowo nie zrobił ci krzywdy.
Posłuchałam
go i cofnęłam się kawałek od niego. Jun z kolei podszedł bliżej do jednego z
drzew i zamknął oczy, wyraźnie się koncentrując. Po chwili powoli uniósł dłoń
ku górze. Nagle jej wewnętrzna strona zajaśniała i w korę drzewa z dość duża
siłą uderzyła mała błyskawica. W drzewie zostało jedynie głębokie, dość duże
nacięcie, ale i tak zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.
-I
jak?- spytał Jun z szerokim uśmiechem, wyraźnie z siebie zadowolony.
-Niesamowite!
Jun, chcę nauczyć się tej magii.
-Bardzo
chętnie cię jej nauczę, ale czy jesteś pewna? Będzie to wymagało wiele ciężkiej
pracy i dużej ilości treningów.
-Nie
przeszkadza mi to ani trochę! Postanowiłam, też chcę być magiem!- powiedziałam
stanowczo, podekscytowana wizją umiejętności, które będę mogła zdobyć.
-Cieszy mnie to, ale jest jeszcze jedna rzecz.- powiedział i włożył rękę do kieszeni spodni. Gdy ją wyciągnął trzymał w niej rzemyk z zawieszonym na nim medalionem od którego nie mogłam oderwać wzroku. Był w kształcie koła, jednak po bokach widniał cztery bolce, które wyglądały na bardzo ostre. Cały zrobiony był ze srebra, jednak po środku widniało na nim siedem złotych promieni. Jun podszedł do mnie i przełożył mi g przez głowę, a gdy zawisł na mojej szyi między promieniami ukazał się święcący znak przypominający zakrzywiony kij. W dodatku w środku rozbłysły miliony miniaturowych, ruchliwych błyskawic.
-Jun, co to jest? Czemu mi to dajesz?-zapytałam, z zafascynowaniem przyglądając się niezwykłemu przedmiotowi.
-Każdy z mojej rodziny taki ma, dzięki niemu możesz używać magii. Daję ci on siłę i moc magiczną, więc jeśli go zdejmiesz lub ktoś ci go zabierze poczujesz się słaba, aż w końcu naprawdę się taka staniesz. Zdarzały się przypadki, że ktoś zdejmował medalion na dłuższy czas, po czym zapadał na nieuleczalną chorobę i umierał. Dlatego twoim zadaniem jest przez całe życie pilnować go tak, aby nigdy nie został ci odebrany. Popatrz, ja też taki mam- powiedział, po czym wyjął zza bluzki taki sam medalion jak mój- z tym, że na jego nie widniał zakrzywiony kij, a czteroramienna gwiazda.
-Zrozumiałaś wszystko? Nie możesz go zdjąć nigdy, pod żadnym pozorem. Przysięgnij.
-Przy...przysięgam- powiedziałam, starając się ukryć strach czający się gdzieś wewnątrz mnie po tym, co właśnie usłyszałam.
-Dobrze,
w takim razie zaczynamy- uśmiechnął się i gestem nakazał, abym podeszła bliżej.
Jun
był wymagającym i dość ostrym nauczycielem. Ale dzięki temu, oraz dużej ilości
ćwiczeń, w ciągu paru miesięcy zaczęłam robić spore postępy. Na początku nie
było łatwo, jednak z czasem zaczynałam powoli rozumieć na czym polega magia i
jak mam jej używać. Oprócz trenowania magii, Jun uczył mnie również jak
przetrwać w trudnych warunkach. Robiliśmy dużo ćwiczeń fizycznych, jak
chociażby bieganie. Moje umiejętności nigdy nie były tak dobre jak mojego
przyjaciela, ale Jun uważał, że jestem naprawdę dobra, i może z czasem uda mi
się mu dorównać.
Gdy wychodziłam na treningi, mówiłam mamie, że
idę spotkać się z Junem, którego zdążyłam jej już przedstawić. Nigdy nie miała
nic przeciwko, cieszyła się, że znalazłam sobie przyjaciela. Tacie nic nie
mówiłam, ponieważ i tak niewiele go to obchodziło. Cieszyło mnie to, ponieważ
nie chciałam, żeby Jun go poznał, ani żeby dowiedział się, że uczy mnie magii.
To mogłoby źle się skończyć.
Podczas
jednego z treningów, gdy zrobiliśmy sobie krótką przerwę żeby odpocząć, Jun
powiedział coś, czym totalnie mnie zaskoczył.
Siedzieliśmy
w cieniu drzewa, zlani potem po bardzo długich i męczących ćwiczeniach, gdy
nagle Jun powiedział:
-Ume,
czy nie uważasz, że czas powiedzieć rodzicom o tym, że uczysz się magii?
Spojrzałam
na niego, zdziwiona i z lekka przerażona tą propozycją.
-Nie
mogę! Jeśli tata się dowie, to….
-To
jemu nic nie mów. Powiedz tylko mamie.- wydawało się to rozsądnym rozwiązaniem.
Jednakże..
-Nie
mogę-pokręciłam głową-jeśli powiem mamie, tata też prędzej czy później się
dowie. Jestem tego pewna.
-Ale
jeśli jak najszybciej im tego nie powiesz, w końcu wyjdzie to na jaw. Na
przykład przypadkowo użyjesz przy nich magii. Co wtedy im powiesz?- Jun mówił
stanowczo, zdecydowanie. I miał rację. Lepiej było powiedzieć o magii, nim sami
to odkryją. Wtedy byliby naprawdę źli.
-Chyba
masz rację…ale jeszcze nad tym pomyślę.
Chciałam
im powiedzieć. Naprawdę. Ale bałam się, jak zareaguje mój tata. Ostatnimi czasy
był naprawdę nieobliczalny, gniewał się o różne drobnostki. Nie chciałam sobie
nawet wyobrażać, jak zareaguje na wieść o tym, że jego córka jest magiem.
-Radzę
ci podjąć tą decyzję jak najszybciej. Nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć,
a chyba nie chcesz, aby dowiedzieli się tego w taki sposób, że mogliby to źle
odebrać.
-Tak
wiem…dobrze. Powiem im dzisiaj. Ale co konkretnie mam im powiedzieć, tak, żeby
nie byli aż tak źli?
Jun
najwyraźniej zaskoczył się moim postanowieniem, ale natychmiast odpowiedział:
-Przede
wszystkim musisz im wytłumaczyć, dlaczego zaczęłaś uczyć się magii. Pokaż im
magię, aby przekonali się, że nie jest niebezpieczna. Zapewnij, że jesteś
ostrożna podczas jej używania i że nie mają się czego obawiać.
Był
jeden problem. Ta magia była
niebezpieczna. I właśnie to mnie martwiło. Nie chciałam, aby zakazali mi
dalszej nauki. Ale musieli się dowiedzieć.
-Dobrze.
Posłucham twoich rad, postaram się to powiedzieć tak, aby zaakceptowali tą
magię.
-Mam
nadzieję, że ci się uda. W takim razie leć już do domu. Widzimy się jutro, tam
gdzie zawsze- wstał z ziemi i już miał odejść w przeciwną stronę, gdy nagle
podeszłam do niego i przytuliłam.
-Dziękuję
Jun…za wszystko.
Mimo,
że wydawał się mocno zaskoczony, to jedną ręką objął mnie, a drugą zmierzwił mi i włosy i zaśmiał się.
-Nie
masz za co mi dziękować. Ja ci tylko pomogłem. Wszystko osiągnęłaś sama. A
teraz biegnij do domu, póki jest jeszcze jasno.
Tym
razem posłuchałam. Odwróciłam się na pięcie i truchtem zaczęłam biec w stronę
domu.
***
-Wróciłam!- krzyknęłam, gdy tylko przekroczyłam
próg domu. Głos lekko mi się trząsł, byłam zdenerwowana. Ale teraz nie mogłam
się wycofać- obiecałam Junowi, że dzisiaj im powiem.
Poszłam
do salonu, gdzie mama siedziała w fotelu czytając książkę, a tata stał przy
oknie, zamyślony. Nie zauważył nawet gdy weszłam. Mama natomiast odłożyła
książkę i spytała:
-I
jak ci minął dzień skarbie?
Moje
zdenerwowanie rosło z każdą chwilą.
-Dobrze,
ale..chciałabym wam coś..pokazać.- powiedziałam.
Tata
w końcu odwrócił się od okna i skupił swoją uwagę na mnie.
-Co
chcesz nam pokazać, Umeki?
Teraz
do mojego głosu dołączyło również ciało. Cała drżałam.
-Bo
ja..gdy ja wychodziłam..to spotykałam się z moim przyjacielem, Junem. Ale tak naprawdę to…mieliśmy treningi.
Tata
zmarszczył czoło, najwyraźniej niewiele z tego rozumiejąc. Mama natomiast
wydawała się przerażona. Najwidoczniej bała się, że powiem coś, co zdenerwuje
ojca.
-Jakie
treningi?- spytała, uśmiechając się niepewnie.
-No
bo..no bo Jun jest magiem! Takim od urodzenia. I on mnie też nauczył magii. Ale
to jest taka dobra magia! I jestem bardzo ostrożna i..sami zobaczcie!- moje
dłonie rozbłysły i wokół nich pojawiły się małe błyskawice.
Moja
mama była przerażona. Wcisnęła się bardziej w fotel i spoglądała to na mnie, to
na ojca, którego jeszcze nigdy nie widziałam tak zdenerwowanego. Podszedł do
mamy i uderzył ją pięścią w twarz.
-To
wszystko twoja wina! Nie upilnowałaś tego dzieciaka, a ono się magii, cholera,
nauczyło!- podczas tego jednego zdania zdążył uderzyć mamę jakieś pięć razy.
Byłam
przerażona, nie wiedziałam co robić. Miałam dość widoku mamy płaczącej i
krzyczącej, i to z mojej winy. Niewiele myśląc, rzuciłam się do przodu z
zamiarem rozdzielenia rodziców.
-Ume,
nie!!- usłyszałam jeszcze krzyk mamy, ale było już za późno.
Prawa
dłoń spoczęła na twarzy taty. Lewa na ramieniu mamy. Dopiero teraz zobaczyłam,
że moje ręce nadal okalają błyskawice. Odsunęłam się od nich jak oparzona, ale
ciała moich rodziców już były przeszywane wstrząsami elektrycznymi. Po chwili oboje bezwiednie opadli na podłogę.
-Mamo!
Tato!- czym prędzej podbiegłam do ciał, żeby sprawdzić czy żyją. Na lewym
policzku taty, i prawym ramieniu mamy, znajdowały się głębokie rany, kształtem
przypominające trochę błyskawice. Położyłam dłonie na ich klatkach piersiowych.
A głowę przykładałam do twarzy. Na policzku nie wyczułam znajomego ciepła oddechu,
a pod moimi palcami nie poczułam rytmicznego uderzania serca. Odsunęłam się
powoli i uświadomiłam sobie przerażającą prawdę.
Zabiłam własnych
rodziców.
Gdy
tylko to do mnie dotarło zaczęłam histerycznie krzyczeć i szlochać. W głowie
nadal słyszałam krzyk mamy. Przed oczami miałam widok ciał opadających na ziemię.
A w myślach powtarzałam tylko jedno zdanie: Zabiłam moich rodziców.
Dopiero
po parunastu minutach trochę się uspokoiłam. Uznałam, że niedługo może tu ktoś
przyjść, a nie chciałam żeby mnie tu znaleźli, więc postanowiłam uciec. Czym
prędzej pobiegłam do mojego pokoju wziąć dużą torbę. Spakowałam do niej trochę
ubrań, prowiant i rodzinna pamiątkę-sztylet. Trochę mi to zajęło, gdyż nadal cała drżałam, przez co wszystko wypadało mi z rąk. Wybiegłam z domu z zamiarem udania
się najpierw do Juna. Może uciekłby razem ze mną?
Jednak
gdy dotarłam do jego domu, okazał się być pusty. Całkowicie. Nie było tam ani
ludzi, ani mebli. Wyglądało na to, że musieli się przeprowadzić. Ale Jun nic mi
nie mówił. Powiedział, że jutro się spotkamy, ale nie miałam czasu się nad tym
zastanawiać. Wybiegłam z domu przyjaciela i ruszyłam w kierunku lasu.
Postanowiłam, że to tam rozpocznie się moja wędrówka.
Gdy
znalazłam się w lesie, odwróciłam się jeszcze, aby ostatni raz spojrzeć na wioskę.
Wiedziałam, że w najbliższym czasie nie wrócę do Shirakawy. Na razie było tu dla mnie zbyt
niebezpiecznie. Odwróciłam wzrok i zaczęłam biec w głąb lasu.
Dzięki
Junowi umiałam przetrwać. Nauczył mnie polować. Co robić, a czego unikać
podczas długich wędrówek i spania pod gołym niebem. Po jakimś czasie nauczyłam
się wycinać sztyletem różnego rodzaju ostrza z drewna, które zawsze się do
czegoś przydawały. Zaczynałam przyzwyczajać się do takiego życia.
Po
roku samotnej wędrówki, na mojej srodze spotkałem Sandre Suzushi. Była to
dziewczynka w moim wieku, która też była sierotą. Zaprzyjaźniłyśmy się i odtąd
podróżowałyśmy razem. Z biegiem lat stałyśmy się dla siebie jak siostry.
Zamieszkałyśmy w opuszczonej chatce i odtąd żyło nam się spokojnie. Nigdy nie
wracałyśmy do spraw z przeszłości. Liczyło się, że znowu miałam kogoś mi
bliskiego.
***
-Ojej. Nie cieszysz się?
Popatrz, ja żyję!- zaśmiał się. To był straszny dźwięk. Bałam się go.
Nadal nie mogłam wyjść z szoku.
Mój ojciec żył. Stał tu przede mną, mówił do mnie. Podczas gdy przez dziesięć lat
byłam przekonana, że nie żyje.
-Jak to jest możliwe?! Przecież
was zabiłam. Nie oddychaliście!- z jednej strony byłam przerażona. Z drugiej
jednak, miałam nadzieję, że mama też żyje.
-Tak, Merry rzeczywiście została
przez ciebie zabita. Ja przeżyłem jedynie śmierć kliniczną, ponieważ Itsuwari
mnie uratowała- zielonowłosa kobieta uśmiechnęła się szeroko i z uwielbieniem
spojrzała na Otewakę. Było jasne, że to o niej mowa.
-O co ci chodzi? Czego ode mnie
chcesz?- moja mama nie żyła, a ojciec tak. Gorzej być nie mogło.
-Cóż, po pierwsze, zemsty.
Myślisz, że odpuszczę ci to wszystko, co zrobiłaś?
-A myślisz, że ja odpuszczę
tobie? Myślisz, że zapomniałam, co robiłeś mamie?!
Ojciec podszedł do mnie bliżej i
stanął ze mną twarzą w twarz.
-Ja? Ale to przecież ty ją
zabiłaś.- powiedział powoli, z szerokim uśmiechem na twarzy, jakby delektował się każdym wypowiedzianym słowem, które były jak małe sztylety wbijane w serce.
Spojrzałam mu w oczy. Na lewym
nadal znajdowała się blizna w kształcie błyskawicy, przechodząca przez całą
długość twarzy.
-Dobrze, szukasz zemsty. Coś
jeszcze?- było mi już wszystko jedno. Miałam dość.
-Owszem. Widzisz, mam zamiar
założyć mroczną gildię. Wiesz co to?
-Coś tam słyszałam. Nielegalne
gildie, zajmujące się nielegalnymi zleceniami.
-Mniej więcej. Widzisz, jeszcze
miesiąc temu byłem bliski spełnienia mojego celu. Miałem być mistrzem gildii,
podlegającej jednej z trzech mrocznych gildii- Oracion Seis. Wiesz, każda
pomniejsza mroczna gildia musi być pod opieką jednej z trzech głównych.
Jednakże, Oracion Seis zostało pokonane. Cztery legalne gildie połączyły siły, i
udało im się ich pokonać. Pokrzyżowało to moje plany, jednak nie poddałem się.
Druga główna mroczna gildia, Grimoire Heart, obiecała mi, że weźmie moją gildię
pod swoje skrzydła. Za miesiąc razem z moimi ludźmi stworzymy gildię, a naszym
pierwszym celem będzie zemsta na gildiach, które wcześniej zepsuły moje
pierwotne plany.
-Czyli wracamy do punktu
wyjścia, to jest zemsty, tak? Nadal jednak nie rozumiem, po co ci w tym
wszystkim ja.
-Dołączysz do mojej gildii,
oczywiście. Będą nam zlecane morderstwa i porwania, a ty będziesz je wykonywać
razem z resztą moich ludzi.
-Co z tego będę miała?
-Daruję ci życie. No i, zostawię
twoją przyjaciółkę w spokoju.
-Zaraz. To Sandra żyje? Skąd o
tym wiesz?
-Mam swoich ludzi, którzy
zbierają dla mnie informacje. Twoja przyjaciółka..Sandra Suzushi, czyż nie?
Aktualnie wędruje gdzieś po pustkowiach, ale zmierza w kierunku miasta, a tam
zapewne ktoś się nią zajmie. Chyba, że mu w tym przeszkodzimy.- w jego oczach czaiła się chora satysfakcja.
Zrozumiałam, że musiałam się
zgodzić na dołączenie do jego gildii. Wiem, że Sandra nie pochwaliłaby mojego
wyboru, jednak musiałam to zrobić. W tej sytuacji jej życie zależało od mojej
decyzji.
-Dasz mi parę dni na zastanowienie?-
spytałam po chwili rozmyślań. Musiałam to wszystko przemyśleć. Może wymyślę jakiś plan, aby wymigać się od dołączenia do gildii i jednocześnie uratować
przyjaciółkę.
Chwilę się zastanawiał, ale w
końcu odpuścił, i powiedział, że daje mi tydzień. Uznałam, że tyle mi
wystarczy, ale miałam jeszcze jedno pytanie.
-Na jakich konkretnie gildiach
chcesz dokonać zemsty?
-Blue Pegasus, Cat Shelter, Lamia Scale. Jednakże,
najbardziej zależy mi na zemście na Fairy Tail. Pamiętasz może wujka Ivana?
Jest on mistrzem gildii Raven Tail, która również ma na celu zniszczenie Fairy
Tail, ponieważ mistrzem tej gildii jest jego ojciec, a twój wujek. Jego syn
jest również członkiem Fairy Tail.
-Rozumiem. Mogę wrócić do celi?
Muszę wszystko przemyśleć.- miałam dość jak na jeden dzień. Z jednej strony
byłam wściekła na ojca. Z drugiej strony byłam szczęśliwa, że Sandra żyje. W
tym wszystkim byłam jednak zagubiona, bo nie wiedziałam co mam zrobić.
-Oczywiście Umeki. Mam nadzieję,
że jednak przystaniesz na moją propozycję. Razem stworzymy niepokonaną gildię.
Zobaczysz.
***
Od tamtego zdarzenia minęło pięć dni. Nadal siedziałam w celi, bez żadnego planu. Wiedziałam jedynie, że jeśli
przez pozostałe mi dwa dni nic nie wymyślę, będę zmuszona się zgodzić. Dodatkowo
dowiedziałam się, że Sandra nie jest już śledzona, ponieważ doszła do gildii
Fairy Tail w której została, a mój ojciec wolał nie ryzykować, że ich odkryją.
Teraz obawiałam się najgorszego. Jeśli Sandra dołączy do Fairy Tail, a ja będę
zmuszona dołączyć do gildii ojca, będę musiała stanąć przeciwko niej. Nie
mogłam do tego dopuścić.
Po pięciu dniach spędzonych tylko w
celi byłam ledwo żywa. Ojciec prawie w ogóle mnie nie karmił, dostawałam bardzo
mało wody. Codziennie byłam bita przez strażników, którym nudziło się stanie na
straży i chcieli się zabawić. Na ciele miałam pełno siniaków, ran, miałam
złamane trzy palce od rąk, prawą stopę oraz wybitego jednego zęba. Często
mdlałam. Ale wiedziałam, że muszę się jakoś trzymać. Przynajmniej przez jeszcze dwa dni.
Jednakże, piątego dnia zdążyło
się coś, czego na pewno się nie spodziewałam.
Była noc. Strażnicy spali,
zamiast trzymać wartę. Tego dnia straciłam ząb i bolała mnie cała szczęka,
przez co nie mogłam zasnąć. Leżałam więc, twarzą zwrócona w stronę śpiących
strażników, oświetlanych przez światła z pochodni. Wtem zauważyłam cień na
ścianie. Na początku pomyślałam, że może gra światła sprawiła takie wrażenie,
ale zaraz zobaczyłam więcej takich cieni, które kształtem przypominały sylwetki
ludzkie oraz usłyszałam szepty. Głosy nie wydawały mi się znajome. Nagle
zobaczyłam jeden cień, który zdecydowanie wyróżniał się od reszty. Wyglądał,
jakby za plecami miał złożone skrzydła.
Na początku pomyślałam, że musiało mi się przewidzieć, ale wtedy postać
weszła w pole mojego widzenia. Zamarłam. To była Sandra, która na dodatek
przywołała anielską duszę. Nigdy jej nie widziałam w pełnej okazałości, a
wyglądała niesamowicie. Miała długą, zwiewną, szarą spódnicę do ziemi, która
odsłaniała jedną nogę. Góra stroju zrobiona była z paru szarych pasm materiałów,
które krzyżowały się na piersiach i
plecach, tworząc coś w rodzaju bardzo krótkiej bluzki. Włosy były
krótkie, ale z przodu wystawały dwa pasma, które sięgały do pasa .Były koloru
fioletowego, jednak w różnych miejscach przybierały różne odcienie. Nad jej głową
widniała czarna aureola zwieńczona kolcami. Z pleców wyrastały niesamowite
skrzydła, które były tego samego koloru co aureola. Nawet oczy Sandry zmieniły
kolor. Z ich normalnego, szarego koloru przeszły w niesamowity, wyrazisty niebieski
odcień.
Zaraz za nią weszło jeszcze parę
osób. Jedna z nich zajęła się strażnikami. Na chwilę przesłoniła mi widok, a
kiedy znowu ich zobaczyłam, byli nieprzytomni i związani ze sobą. Wtedy Sandra
odwróciła się i mnie zobaczyła.
-Umeki! Żyjesz!- krzyknęła i
złapała za kraty mojej celi- czekaj zaraz cię wypuszczę! Gray, dasz radę to
zamrozić i rozkruszyć?- powiedziała do czarnowłosego chłopaka, który stał koło
niej.
Rozpoznałam to imię. Sandra
nieraz opowiadała mi o swoim przyjacielu z dzieciństwa, Grayu. Nigdy nie
straciła nadziei, że go odnajdzie. Nie byłam pewna, czy to był właśnie ten
Gray, ale widząc, jak na niego patrzyła, domyślałam się, że to był on.
Gray podszedł do mojej celi i
również złapał za kraty. Po chwili pokryły się one w całości lodem, który za
chwilę się rozkruszył. Sandra wpadła jako pierwsza do środka i mnie przytuliła.
-Wiedziałam, że nie dasz się
zabić. Wiedziałam.-powiedziała, a łzy spływały jej po policzkach.
-Oczywiście. Naprawdę sądzisz,
że mieliby zabić mnie?- zaśmiałam się, ale po chwili jęknęłam. Sandra odsunęła
się i zaczęła mnie całą oglądać.
-Boże, co oni ci zrobili? Połóż
się, zaraz cię uleczę.
Zrobiłam jak kazała, jednak nie
wiedziałam, w jaki sposób chce mnie uleczyć. Jednak gdy położyłam się, Sandra
zaczęła rysować palcami na moim brzuchu runę. Ta rozbłysła i zaczęła powoli zanikać,
wnikając w moje ciało. Gdy całkowicie zniknęła, całe ciało zaczęło mnie piec.
Po paru minutach przestało. Zaskoczona usiadłam i zaczęłam przyglądać się
mojemu ciału. Siniaki nie zniknęły, jednak nie były już aż takie ciemne i nie
bolały za bardzo. Parę ran ciętych jeszcze zostało, ale po większości zostały
tylko strupy. Poruszyłam palcami dłoni. Bolał jedynie kciuk prawej dłoni, co
oznaczało, że pozostałe dwa palce, które jeszcze przed chwilą były złamane,
teraz były zrośnięte. W prawej stopie nadal czułam palący ból. To samo z moją
szczęką, w której nadal brakowało jednego zęba. Ze zdziwieniem spojrzałam na przyjaciółkę.
-Jak ty to zrobiłaś?
-Jak widzisz udało mi się
przyzwać w całości moją anielską duszę. Jak się okazało, dzięki niej władam
magią starożytnych run. Jak się domyśliłaś, ta, którą przed chwilą na ciebie
nałożyłam, była runą uzdrawiającą.
-Ale skąd ty znasz te runy?
-Nie wiem. Gdy przyzwałam tą
duszę, po prostu informacje o nich pojawiły się w mojej głowie. Tak jakbym od
zawsze o nich wiedziała. A teraz wstawaj. Muszę ci kogoś przedstawić.
Wyciągnęła do mnie rękę i
pomogła wstać. Zauważyłam, że na nadgarstku miała znak gildii. Wytłumaczyła, że
po swojej wędrówce trafiła do gildii Fairy Tail i do niej dołączyła. Tam
spotkała swojego przyjaciela Gray'a i razem z nim oraz innymi magami wyruszyła
mi na ratunek. Znalazła mnie za pomocą runy namierzającej.
-Mogę o coś spytać? Jak
przeszliście przez straże?
-To nawet nie byli magowie. Wejście
tu zajęło nam dosłownie chwile.- odpowiedziała Sandra- a teraz przedstawiam ci.
To Natsu, Erza, Lucy i Happy. I Gray, o którym już ci opowiadałam. A to moja
przyjaciółka Umeki.
-Miło mi was wszystkich poznać.
Później będziemy mogli porozmawiać, ale ważniejsze jest to, co teraz zrobimy.-
trzeba było ułożyć jakiś plan działania i to jak najszybciej.
-Może najpierw wyjaśnisz nam
całą sytuację, a wtedy pomyślimy nad planem?- zaproponowała dziewczyna, którą
Sandra przedstawiła jako Erza.
Tak więc pokrótce opowiedziałam
im o wszystkim co wydarzyło się przez ostatnich pięć dni oraz o wszystkim co mówił
mój ojciec. Sandra wydawała się tym wszystkim zszokowana i przerażona, Natsu
natomiast był bardzo podekscytowany.
-Wystarczy, że pójdziemy do tego
Otewaki, skopiemy jego i całą resztę ludzi i po sprawie!- stwierdził po
wysłuchaniu mojej opowieści.
-Użyłbyś w końcu mózgu i choć przez chwilę wziął tą
sprawę na poważnie- odparł Gray.
-A ty mógłbyś coś na siebie
włożyć.- zauważył Natsu. Rzeczywiście, Gray ściągnął z siebie koszulę.
-I ty się w nim kochasz?- spojrzałam
na Sandrę, która zarumieniła się strasznie i spojrzała na Gray'a, jednak on nie
zwracał na nas uwagi, bo był zajęty kłótnią z Natsu. Odetchnęła z ulgą. Nic nie
powiedziała, ale spojrzała się na mnie z rządzą mordu w oczach. Przez to tylko
zachciało mi się śmiać, bo nie wyglądało to ani trochę groźnie.
-Teraz najważniejsze jest,
żebyśmy poszli dać nauczkę twojemu ojcu.- powiedziała po chwili.
-Wiesz, dziwnie brzmi to w
twoich ustach, ale masz racje. Mam ogromną ochotę mu porządnie przyłożyć.
-Podoba mi się twoja wola walki.
W dodatku teraz, gdy wiemy, że chce zaatakować Fairy Tail, nie możemy tego tak
zostawić. Umeki, wiesz jak dojść do tej sali, w której powinien się znajdować
twój ojciec?- spytała Erza.
-Tak, poprowadzę was. Za mną.-
wszyscy wstali i ruszyli za mną ciasnymi korytarzami jaskini.
***
-Ume , jesteś pewna, że chcesz
to zrobić?- Sandra cały czas wyglądała na przejętą i zmartwioną całą tą
sytuacją. Powtarzała to pytanie wielokrotnie i cały czas otrzymywała tą samą
odpowiedź.
-Tak, jestem pewna. Zemszczę się
za wszystko. Muszę to zrobić. Zemszczę się, dla siebie, i dla mamy.
-W takim razie, postaram się
pomóc ci jak najlepiej- to również powtarzała po raz kolejny. Sandra nigdy nie
uczestniczyła w prawdziwej walce między magami, a teraz, gdy w pełni przyzwała
duszę, miała stanąć przed tym wyzwaniem.
-Denerwujesz się? Spokojnie, z
taką gromadą szybko ich załatwimy.- nie kłamałam, byłam pewna swoich słów.
Fairy Tail było gildią znaną z bardzo silnych magów, a ci na takich wyglądali.
Szczególnie dużo mówiło się o Erzie, nazywanej przez wielu Tytanią, dzięki
swojej niezwykle mocno rozwiniętej magii Podmiany Zbroi.
-Nie denerwuję się. Wiem, że
damy sobie radę.- odparła, choć nadal wyglądała na podenerwowaną.
-Dobra, ludzie. Doszliśmy-
powiedziałam odwracając się do reszty i stając przed ogromnymi, drewnianymi
wrotami za którymi znajdowała się lodowa komnata. A w niej mój ojciec.
-Wysłałam już wiadomość do
mistrza Makarova, aby powiadomił Magiczną Radę o zaistniałej sytuacji. Zapewne
zdążymy ich unieszkodliwić zanim zjawią się tu członkowie Rady, a wtedy oni
zadecydują o ich losie.- ucieszyła mnie ta informacja od Erzy. Nie chciałam
zabijać mojego ojca, a Rada na pewno odpowiednio się nim zajmie.
-Jasne. To jak Ume, jesteś
gotowa?- spytała Sandra
-Oczywiście. Ale chcę mieć ładne
wejście- uśmiechnęłam się szeroko i strzeliłam błyskawicą we wrota. One
rozwaliły się na mniejsze kawałki, które wleciały do środka. Ktoś krzyknął- jak
się okazało, jednemu z ludzi mojego ojca
dość spory kawał drewna wbił się w ramię. Zaczęłam się śmiać.
-I jak teraz ci się podoba,
ojcze? Role się odwróciły, co?- krzyknęłam do Otewaki, który wyglądał na zbulwersowanego,
ale mimo wszystko pewnego siebie. Jego ludzie już chcieli się na nas rzucić,
ale mój ojciec powstrzymał ich gestem dłoni.
-Co to ma znaczyć, córko? Kim są
ci ludzie?!- podczas, gdy wrzeszczał na mnie, Itsuwari stała za nim i
obserwowała każdy ruch moich towarzyszy, jakby oceniając ich umiejętności i
siłę.
-A racja, gdzie nasze maniery.
Sandra Suzushi, jedyna osoba, która dotrzymywała pańskiej córce towarzystwa
przez ostatnie dziesięć lat. A teraz po nią przyszłam, a chciałabym uniknąć
zbędnej przemocy, więc może odda pan ją po dobroci?- jej głos wręcz ociekał
sarkazmem.
Zamurowało mnie. Zaczęłam się
zastanawiać, czy ludzie z Fairy Tail tak na nią wpłynęli czy to przez
przyzwanie duszy. Moja Sandra, z którą zadawałam się bez przerwy przez całe dziesięć
lat, nadal potrafiła mnie zaskakiwać.
Teraz Itsuwari i Otewaka skupili
całą swoją uwagę na Sandrze. Gray również to zauważył, bo podszedł bliżej do
Sandry, jakby chcąc ją chronić. Nie ukrywam, zapunktował tym sobie.
-Masz gadanego, co? Zobaczymy, czy
będziesz tak samo pyskata, jak stanie ci się krzywda!- ręka mojego ojca
powędrowała w górę. Nagle Sandra upadła na kolana i zaczęła się cała trząść.
Jedną ręką mocno złapała się za głowę.
-Hej, Sandra! Co jest?- Gray
ukląkł przy niej.
-Zimno..bardzo..zamarzam..
Wyglądało na to, że mój ojciec
opanował jakiś nowy rodzaj magii.
-Zostaw ją!
Z mojej wyciągniętej dłoni
wyleciała błyskawica, która poleciała w stronę mojego ojca. Trafiła go w rękę.
Syknął z bólu i opuścił ją. Momentalnie Sandra przestała się trząść, ale nadal
ciężko oddychała. Gwałtownie wstała, lekko się chwiejąc. Nagle zaczęła
wymachiwać prawą dłonią w powietrzu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że rysuje
w powietrzu świetlistą runę.
-Angeli belli auxilium praebeat ingenii viribus
suis! (Anioły wojny, pomóżcie mi swą siłą i użyczcie mi waszych
zdolności)- krzyknęła Sandra, po czym runa rozbłysła jeszcze mocniej,
powiększyła się i zaczęła bombardować pociskami w mojego ojca i całą resztę
jego ludzi. W tym momencie wszyscy zaczęli walczyć. Każdy z Fairy Tail walczył
z więcej niż jedną osobą. Mimo, że mieli nad nami przewagę liczebną, to i tak
szala zwycięstwa przechylała się na naszą stronę. Jedyną osobą, która nie
walczyła był Otewaka. Gdy to zauważyłam, jednym ciosem powaliłam mężczyznę, który
akurat ze mną walczył i zaczęłam biec w stronę ojca. Nie zauważył mnie. W mojej
prawej dłoni rozbłysły błyskawice, gdy zacisnęłam ją w pięść i z całej siły
uderzyłam nią ojca w twarz. Krzyknął z bólu i zatoczył się. Wykorzystałam to, i
mocno go kopnęłam. Przewrócił się. Stanęłam nad nim i postawiłam stopę na jego
klatce piersiowej.
-Jesteś głupi, jeśli uważasz, że
tak po prostu zostawiłabym moją przyjaciółkę i poszła do tej twojej zasranej
gildii. Ale nie martw się. Niedługo pojawi się tu Magiczna Rada, która
odpowiednio się tobą zaopiekuje. Może gdy będziesz siedział w celi, zrozumiesz,
jaki błąd popełniłeś, narażając się Umeki Hikari- w tym momencie do sali weszli
członkowie Rady. Większość ludzi mojego ojca leżało rannych na ziemi- to już
koniec, Otewaka. Jednak cieszę się, że mogłam znowu cię spotkać. Przynajmniej
mogłam prosto w twarz powiedzieć ci to, co o tobie myślę.- podniosłam nogę i
odwróciłam się.- A i jeszcze jedno. Chciałabym, żebyś wiedział, że ja już nie
mam ojca. Żegnaj, i mam nadzieję, że będziesz cierpiał tak, jak przez ciebie
cierpiało wielu ludzi.
Podeszłam do Sandry, która
powróciła już do swojego normalnego wyglądu. Przytuliłam ją.
-Hej, Ume, wszystko w porządku?-
zapytała, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
-Tak. Cieszę się, że nic ci nie
jest.
-Z tego co widzę tobie też. To dobrze.
Odsunęłam się od niej na krok, i
spojrzałam na jej ubrania.
-Czekaj. To męskie ciuchy?-
podejrzliwie spojrzałam Gray'a, który gdy to zauważył, odwrócił wzrok
-A czy to ważne?
-Oczywiście, że ważne!
Jednak Sandra zaśmiała się i
objęła mnie ramieniem.
-Dobrze, pogadamy o tym w
gildii.- odwróciła głowę w stronę reszty ludzi- to jak wracamy?
-Pewnie. Zabierzemy się z ludźmi
z Rady, będzie szybciej.- odpowiedziała Erza, która akurat rozmawiała z magiem
z Rady.
-Chyba czas pożegnać się ze
starym trybem życia- zauważyłam.
-Tak, chyba los nareszcie się do
nas uśmiechnął.
Miała rację. Od teraz miałyśmy
zacząć lepsze życie jako magowie gildii Fairy Tail. Wyszłam z jaskini, nie
oglądając się za siebie. Nareszcie mogłam zostawić swoją przeszłość za sobą.
Liczę na to, że rozdział się spodobał i że będziecie dalej czytać tą historię :)
Piszcie komentarze, jeśli wam się podoba polecajcie innym- w końcu trzeba mieć dla kogo pisać :D
Widziamy się mam nadzieję niedługo, z 3 rozdziałem Karnevalu :)
/Yuki
A tutaj macie arta do tego rozdziału (tym razem niestety czarno-biały, w kolorze przeskanowany nie wyglądał dobrze ;-;) w wersji mojej i Yuki :) Na stronie na FB pojawią się kolorowe wersje (zdjęcia, mój telefon aparatem nie powala więc się nie przestraszcie). To już wszystko co chciałam powiedzieć, zachęcam was do czytania innych opowiadań, do komentowania oraz do odwiedzania FB! Każdy komentarz jest dla nas bardzo ważny :)
/Ume
A tutaj macie arta do tego rozdziału (tym razem niestety czarno-biały, w kolorze przeskanowany nie wyglądał dobrze ;-;) w wersji mojej i Yuki :) Na stronie na FB pojawią się kolorowe wersje (zdjęcia, mój telefon aparatem nie powala więc się nie przestraszcie). To już wszystko co chciałam powiedzieć, zachęcam was do czytania innych opowiadań, do komentowania oraz do odwiedzania FB! Każdy komentarz jest dla nas bardzo ważny :)
Wersja Yuki
Wersja Ume
/Ume
Jej jak zwykle się postarałaś i wyszło niesamowicie 👌✌👍
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział. Przyznam, ze zaciekawiło mnie to.
OdpowiedzUsuńBajkowoanastypoem.blogspot.com