wtorek, 15 września 2015

Fairy Tail- rozdział 4 (z perspektywy Umeki)

Witam po dłuższym czasie :)
Tak, wiem, rozdziały miały być co tydzień w sobotę...nie wyszło, przez szkołę i długie dojazdy nie mam tyle czasu ile bym chciała na pisanie rozdziałów.
Także od teraz będę się starała dodawać rozdziały jak najczęściej, jednak wątpię czy co tydzień. Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam na mój fanpage na facebooku, tam o wszystkim na bieżąco informuję--->https://www.facebook.com/Historie-Kraju-%C5%9Aniegu-1157601947599217/timeline/?ref=hl

I tak, powinien być teraz rozdział Karnevalu. Jednak jest on w trakcie pisania, pojawi się niedługo (mam nadzieję ;-;) a w zamian łapcie 4 rozdział Fairy Tail. Mam nadzieję, że się spodoba :)

Poza tym, chciałabym od tej pory wprowadzić coś typu przypomnienia, co działo się w poprzednim rozdziale. Piszcie w komentarzach, czy podoba wam się coś takiego :)

W poprzednim rozdziale
~~
"-P-proszę p-pomóżcie mi- powiedziałam, upadając jednocześnie, jednak dziewczyna mnie złapała."
"-Jestem Sandra. Sandra Suzushi.
-Moment! Sandra?!- usłyszałam za sobą czyjś męski głos."
"-Pochodzę z małej wioski znajdującej się na północy Fiore. Stąd też znam Graya, byliśmy swoimi jedynymi przyjaciółmi w dzieciństwie. Moi rodzice nie żyją, zginęli podczas ataku Deliory na wioskę gdy miałam siedem lat."
"-Chcę zostać magiem Fairy Tail- powiedziałam zdecydowanie."

Rozdział 4 (z perspektywy Ume)
Wychowałam się w małej wiosce Shirakawa, znajdującej się na południu Fiore. Nie miałam rodzeństwa, mama i tata byli moją jedyną rodziną. Moja matka, Merry, była niesamowitym człowiekiem, moje zdanie podzielali zapewne wszyscy mieszkańcy wioski. Nie byliśmy zbyt bogaci, a mimo to była gotowa w każdej chwili pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebował. Nieważne czy chodziło o podarowanie jedzenia, leków czy pomoc domową- nigdy nie potrafiła odmówić innym.
W roli mamy spisywała się tak dobrze, jakby było jej to przypisane od zawsze. Kochała mnie, i starała się mi to jak najczęściej okazywać. Pocieszała mnie, gdy byłam smutna. Spała ze mną, jeśli nie mogłam zasnąć. Nigdy nie dała mi odczuć, że jestem sama. Zawsze była przy mnie, nawet jeśli byłam niegrzeczna. Kochałam ją ogromnie.
Dlatego też nie rozumiałam, jak ktoś tak dobry i kochany jak moja mama, mógł być z kimś takim jak mój ojciec. Jeśli chodzi o jego charakter, był kompletnym przeciwieństwem Merry, swojej żony. Z opowiadań mamy wynikało, że kiedyś był zupełnie innym człowiekiem. Wtedy go pokochała, ceniła sobie jego szczodrość, empatię i chęć szczerej pomocy innym. Ale wszystko się zmieniło gdy miałam 3 lata. Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej gburowaty, niemiły i sprawiał wrażenie, jakby nie obchodziła go własna rodzina. Z czasem stawał się coraz gorszy, aż pewnego dnia poważnie pokłócił się z mamą. Zarzuciła mu, że w ogóle nie interesuje się swoją córką. Ogromnie się wściekł i uderzył mamę w twarz, a potem kopnął w nogi, tak, że się przewróciła. Stałam wtedy za ścianą, nie zdolna do żadnego ruchu. Mój niepokój zmienił się w przerażenie. Bałam się własnego ojca. Gdy odwrócił się i zaczął iść w moją stronę oprzytomniałam i uciekłam do swojego pokoju. Położyłam się do łóżka i szybko zasnęłam. Strach przerodził się w zmęczenie tak silne, że gdy wstałam było już południe. Obok mojego łóżka stała mama. Smutna, wpatrywała się jednym okiem w widok za oknem, ponieważ drugie było spuchnięte  i zdobił je wokół wielki, czerwono-fioletowy siniak. Jednak gdy zobaczyła, że wstałam uśmiechnęła się i jak gdyby nigdy nic usiadła koło mnie na łóżku i mocno objęła, głowę wtulając w moje włosy.
-Kocham cię skarbie, wiesz? Nie przejmuj się tatą, przejdzie mu- pocieszająco mówiła mama, jedną ręką głaszcząc mnie po policzku. Bardzo chciałam wierzyć, że ma rację, co do taty. Ze będzie znowu taki jak kiedyś.
Jednak następnego dnia sytuacja powtórzyła się. Tata zaczął krzyczeć na mamę, ponieważ dała swojej przyjaciółce leki dla jej chorego syna. Mama próbowała uspokoić tatę, ale on był tak wściekły, że znowu zaczął ją bić. Nie mogłam znieść tego widoku, więc  wybiegłam z domu, pędząc przed siebie, sama nie wiedząc gdzie. Dopiero po parunastu minutach biegu zorientowałam się, że zmierzam w stronę lasu znajdującego się nieopodal Shirakawy. Postanowiłam, że posiedzę tam przez jakiś czas, a później wrócę do domu, żeby mama się nie martwiła.
Gdy dotarłam do gęstego lasu zaczęłam chodzić między drzewami, szukając jakiegoś dogodnego miejsca, w którym mogłabym spędzić najbliższy czas. Starałam się iść tak, żeby cały czas widzieć wioskę, jednak drzewa rosły tam tak gęsto, że po chwili było to niemożliwe. Weszłam głębiej do lasu i straciłam wioskę z oczu. Szłam jeszcze przez parę minut, kiedy dotarłam do wysokiej sosny, przy której ktoś siedział. Był to chłopiec, wyglądał na trochę starszego ode mnie. Miał czarne włosy, które wyglądały jakby dopiero wstał z łóżka oraz niesamowite, złote oczy. Przystanęłam, i w tym momencie chłopiec mnie zauważył. Wstał, otrzepał spodnie z ziemi i podszedł do mnie, wyciągając rękę.
-Cześć, nazywam się Jun. A ty?
Nieśmiało podałam mu swoją drobną dłoń.
-Jestem Umeki.
-Co robisz w tym lesie? I to na dodatek sama?
-Właściwie o to samo mogłabym spytać i ciebie.
Roześmiał się serdecznym śmiechem.
-Masz racje. Jednakże rzadko widuję tu kogoś poza mną, więc jestem ciekawy.
Właściwie, sama nie wiedziałam co tu robię. Trafiłam tu zupełnie przypadkowo. Jednak odpowiedziałam mu:
-Chciałam być sama. Mój tata jest teraz w domu, a nie lubię gdy tam jest. Jest niemiły.
Zmarszczył brwi, najwyraźniej nad czymś myśląc. Po chwili usiadł powrotem pod drzewem i gestem przywołał mnie, żebym usiadła obok niego, co też uczyniłam.
-Rozumiem, że masz problemy w domu?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, kim właściwie jest i czy mogę mu ufać. Jednak nie miałam innej osoby, której mogłabym o wszystkim opowiedzieć, a bardzo chciałam, komuś o tym powiedzieć. Więc odpowiedziałam:
-Tak. Mój tata jest zły. Kiedyś taki nie był, ale się zmienił. Moja mama go kocha, a on jest dla niej taki niemiły. Jest przez niego smutna i płacze. A nie lubię, gdy mama płacze, bo jest taka dobra, że na to nie zasługuje.
-Rozumiem. Czyli uciekłaś z domu, bo boisz się swojego taty. - stwierdził Jun po wysłuchaniu mojej krótkiej  opowieści.
Czy bałam się ojca? Sama nie byłam pewna. Nadal pokładałam nadzieję, że wróci do siebie, że będzie taki jak kiedyś. Nadal widziałam w nim mojego starego, kochanego, miłego tatę. Chciałam mimo wszystko wierzyć w to, że wróci. Że będzie taki jak kiedyś. Że znowu będzie kochał mamę i mnie.
-Tak, uciekłam, bo się wystraszyłam, że zrobi mi krzywdę. - powiedziałam ze smutkiem. - Uciekłam, mimo, że wiedziałam, że mama będzie się martwić. Ale boję się teraz wrócić. - wyznałam mu, patrząc na niego.
Nagle w jego oczach pojawił się tajemniczy błysk.
-Mam pomysł! - powiedział z ekscytacją w głosie- Jeśli wrócisz dzisiaj do domu, a twój tata cię uderzy, to nauczę cię magii, dzięki której następnym razem będziesz mogła się obronić. Może tego nie widać, ale jestem magiem.
Spojrzałam na niego z podziwem i radością malującymi się na twarzy.
-Naprawdę? Nauczysz mnie magii? Ale ile ty masz lat, że zdążyłeś już opanować posługiwanie się magią?
Widać było, że jest naprawdę szczęśliwy mogąc mi o tym opowiadać.
-Mam sześć lat, ale ja jestem magiem od urodzenia.
-Od urodzenia? To możliwe?
-Owszem, możliwe. Wiąże się z tym historia mojego rodu.
-To dlatego masz takie ładne, złote oczy?- spytałam, bo od dłuższego czasu przyglądałam się jego oczom i zastanawiała mnie ich niespotykana barwa.
-Tak, między innymi. Mogę ci opowiedzieć historie mojej rodziny, jeśli chcesz ją usłyszeć. - -zaproponował, a ja z chęcią się zgodziłam, ponieważ bardzo chciałam ją usłyszeć.
-Historia zaczyna się od mojego przodka, którego imienia niestety nigdy nie poznałem. Nauczył się on magii posługiwania się prądem. Podszkolił ją na tyle, że mógł razić innych, tworzyć własne przedmioty elektryczne oraz używać błyskawic. Pewnego dnia przez przypadek poważnie poraził swoją żonę prądem. Cudem udało jej się przeżyć, jednak po tamtym wydarzeniu oślepła. Zabrali ją do lekarza. Udało mu się ją uleczyć, ale jej oczy zmieniły kolor, jak się może domyślasz, na złoty. Kobieta była akurat w ciąży. Bała się, że przez porażenie prądem dziecku mogło się coś stać, ale całe szczęście tak się nie stało. Na dodatek urodziła bliźniaki. Jak się okazało, jedno z nich miało oczy czarne, a drugie złote, przez co rodzina podzieliła się na dwie części. Ci ze złotymi oczami umieli, i do dziś umieją, posługiwać się magią od dziecka. Nazywani są główną linią rodu. I ja właśnie do nich należę. Mam jeszcze dwóch starszych braci, którzy posiadają czarne oczy.
-Jun, a może...mógłbyś pokazać mi twoją magię?- po usłyszeniu historii tej magii bardzo chciałam zobaczyć ją na własne oczy.
-Miałem nadzieję, że o to poprosisz. Jednak proszę, abyś odsunęła się parę kroków dalej, abym przypadkowo nie zrobił ci krzywdy.
Posłuchałam go i cofnęłam się kawałek od niego. Jun z kolei podszedł bliżej do jednego z drzew i zamknął oczy, wyraźnie się koncentrując. Po chwili powoli uniósł dłoń ku górze. Nagle jej wewnętrzna strona zajaśniała i w korę drzewa z dość duża siłą uderzyła mała błyskawica. W drzewie zostało jedynie głębokie, dość duże nacięcie, ale i tak zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.
-I jak?- spytał Jun z szerokim uśmiechem, wyraźnie z siebie zadowolony.
-Niesamowite! Jun, chcę nauczyć się tej magii.
-Bardzo chętnie cię jej nauczę, ale czy jesteś pewna? Będzie to wymagało wiele ciężkiej pracy i dużej ilości treningów.
-Nie przeszkadza mi to ani trochę! Postanowiłam, też chcę być magiem!- powiedziałam stanowczo, podekscytowana wizją umiejętności, które będę mogła zdobyć.
-Cieszy mnie to, ale jest jeszcze jedna rzecz.- powiedział i włożył rękę do kieszeni spodni. Gdy ją wyciągnął trzymał w niej rzemyk z zawieszonym na nim medalionem od którego nie mogłam oderwać wzroku. Był w kształcie koła, jednak po bokach widniał cztery bolce, które wyglądały na bardzo ostre. Cały zrobiony był ze srebra, jednak po środku widniało na nim siedem złotych promieni. Jun podszedł do mnie i przełożył mi g przez głowę, a gdy zawisł na mojej szyi między promieniami ukazał się święcący znak przypominający zakrzywiony kij. W dodatku w środku rozbłysły miliony miniaturowych, ruchliwych błyskawic.
-Jun, co to jest? Czemu mi to dajesz?-zapytałam, z zafascynowaniem przyglądając się niezwykłemu przedmiotowi.
-Każdy z mojej rodziny taki ma, dzięki niemu możesz używać magii. Daję ci on siłę i moc magiczną, więc jeśli go zdejmiesz lub ktoś ci go zabierze poczujesz się słaba, aż w końcu naprawdę się taka staniesz. Zdarzały się przypadki, że ktoś zdejmował medalion na dłuższy czas, po czym zapadał na nieuleczalną chorobę i umierał. Dlatego twoim zadaniem jest przez całe życie pilnować go tak, aby nigdy nie został ci odebrany. Popatrz, ja też taki mam- powiedział, po czym wyjął zza bluzki taki sam medalion jak mój- z tym, że na jego nie widniał zakrzywiony kij, a czteroramienna gwiazda.
-Zrozumiałaś wszystko? Nie możesz go zdjąć nigdy, pod żadnym pozorem. Przysięgnij.
-Przy...przysięgam- powiedziałam, starając się ukryć strach czający się gdzieś wewnątrz mnie po tym, co właśnie usłyszałam.
-Dobrze, w takim razie zaczynamy- uśmiechnął się i gestem nakazał, abym podeszła bliżej.
Jun był wymagającym i dość ostrym nauczycielem. Ale dzięki temu, oraz dużej ilości ćwiczeń, w ciągu paru miesięcy zaczęłam robić spore postępy. Na początku nie było łatwo, jednak z czasem zaczynałam powoli rozumieć na czym polega magia i jak mam jej używać. Oprócz trenowania magii, Jun uczył mnie również jak przetrwać w trudnych warunkach. Robiliśmy dużo ćwiczeń fizycznych, jak chociażby bieganie. Moje umiejętności nigdy nie były tak dobre jak mojego przyjaciela, ale Jun uważał, że jestem naprawdę dobra, i może z czasem uda mi się mu dorównać.
 Gdy wychodziłam na treningi, mówiłam mamie, że idę spotkać się z Junem, którego zdążyłam jej już przedstawić. Nigdy nie miała nic przeciwko, cieszyła się, że znalazłam sobie przyjaciela. Tacie nic nie mówiłam, ponieważ i tak niewiele go to obchodziło. Cieszyło mnie to, ponieważ nie chciałam, żeby Jun go poznał, ani żeby dowiedział się, że uczy mnie magii. To mogłoby źle się skończyć.
Podczas jednego z treningów, gdy zrobiliśmy sobie krótką przerwę żeby odpocząć, Jun powiedział coś, czym totalnie mnie zaskoczył.
Siedzieliśmy w cieniu drzewa, zlani potem po bardzo długich i męczących ćwiczeniach, gdy nagle Jun powiedział:
-Ume, czy nie uważasz, że czas powiedzieć rodzicom o tym, że uczysz się magii?
Spojrzałam na niego, zdziwiona i z lekka przerażona tą propozycją.
-Nie mogę! Jeśli tata się dowie, to….
-To jemu nic nie mów. Powiedz tylko mamie.- wydawało się to rozsądnym rozwiązaniem. Jednakże..
-Nie mogę-pokręciłam głową-jeśli powiem mamie, tata też prędzej czy później się dowie. Jestem tego pewna.
-Ale jeśli jak najszybciej im tego nie powiesz, w końcu wyjdzie to na jaw. Na przykład przypadkowo użyjesz przy nich magii. Co wtedy im powiesz?- Jun mówił stanowczo, zdecydowanie. I miał rację. Lepiej było powiedzieć o magii, nim sami to odkryją. Wtedy byliby naprawdę źli.
-Chyba masz rację…ale jeszcze nad tym pomyślę.
Chciałam im powiedzieć. Naprawdę. Ale bałam się, jak zareaguje mój tata. Ostatnimi czasy był naprawdę nieobliczalny, gniewał się o różne drobnostki. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, jak zareaguje na wieść o tym, że jego córka jest magiem.
-Radzę ci podjąć tą decyzję jak najszybciej. Nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć, a chyba nie chcesz, aby dowiedzieli się tego w taki sposób, że mogliby to źle odebrać.
-Tak wiem…dobrze. Powiem im dzisiaj. Ale co konkretnie mam im powiedzieć, tak, żeby nie byli aż tak źli?
Jun najwyraźniej zaskoczył się moim postanowieniem, ale natychmiast odpowiedział:
-Przede wszystkim musisz im wytłumaczyć, dlaczego zaczęłaś uczyć się magii. Pokaż im magię, aby przekonali się, że nie jest niebezpieczna. Zapewnij, że jesteś ostrożna podczas jej używania i że nie mają się czego obawiać.
Był jeden problem. Ta magia była niebezpieczna. I właśnie to mnie martwiło. Nie chciałam, aby zakazali mi dalszej nauki. Ale musieli się dowiedzieć.
-Dobrze. Posłucham twoich rad, postaram się to powiedzieć tak, aby zaakceptowali tą magię.
-Mam nadzieję, że ci się uda. W takim razie leć już do domu. Widzimy się jutro, tam gdzie zawsze- wstał z ziemi i już miał odejść w przeciwną stronę, gdy nagle podeszłam do niego i przytuliłam.
-Dziękuję Jun…za wszystko.
Mimo, że wydawał się mocno zaskoczony, to jedną ręką objął mnie, a drugą zmierzwił mi i włosy i zaśmiał się.
-Nie masz za co mi dziękować. Ja ci tylko pomogłem. Wszystko osiągnęłaś sama. A teraz biegnij do domu, póki jest jeszcze jasno.
Tym razem posłuchałam. Odwróciłam się na pięcie i truchtem zaczęłam biec w stronę domu.
***
 -Wróciłam!- krzyknęłam, gdy tylko przekroczyłam próg domu. Głos lekko mi się trząsł, byłam zdenerwowana. Ale teraz nie mogłam się wycofać- obiecałam Junowi, że dzisiaj im powiem.
Poszłam do salonu, gdzie mama siedziała w fotelu czytając książkę, a tata stał przy oknie, zamyślony. Nie zauważył nawet gdy weszłam. Mama natomiast odłożyła książkę i spytała:
-I jak ci minął dzień skarbie?
Moje zdenerwowanie rosło z każdą chwilą.
-Dobrze, ale..chciałabym wam coś..pokazać.- powiedziałam.
Tata w końcu odwrócił się od okna i skupił swoją uwagę na mnie.
-Co chcesz nam pokazać, Umeki?
Teraz do mojego głosu dołączyło również ciało. Cała drżałam.
-Bo ja..gdy ja wychodziłam..to spotykałam się z moim przyjacielem, Junem.  Ale tak naprawdę to…mieliśmy treningi.
Tata zmarszczył czoło, najwyraźniej niewiele z tego rozumiejąc. Mama natomiast wydawała się przerażona. Najwidoczniej bała się, że powiem coś, co zdenerwuje ojca.
-Jakie treningi?- spytała, uśmiechając się niepewnie.
-No bo..no bo Jun jest magiem! Takim od urodzenia. I on mnie też nauczył magii. Ale to jest taka dobra magia! I jestem bardzo ostrożna i..sami zobaczcie!- moje dłonie rozbłysły i wokół nich pojawiły się małe błyskawice.
Moja mama była przerażona. Wcisnęła się bardziej w fotel i spoglądała to na mnie, to na ojca, którego jeszcze nigdy nie widziałam tak zdenerwowanego. Podszedł do mamy i uderzył ją pięścią w twarz.
-To wszystko twoja wina! Nie upilnowałaś tego dzieciaka, a ono się magii, cholera, nauczyło!- podczas tego jednego zdania zdążył uderzyć mamę jakieś pięć razy.
Byłam przerażona, nie wiedziałam co robić. Miałam dość widoku mamy płaczącej i krzyczącej, i to z mojej winy. Niewiele myśląc, rzuciłam się do przodu z zamiarem rozdzielenia rodziców.
-Ume, nie!!- usłyszałam jeszcze krzyk mamy, ale było już za późno.
Prawa dłoń spoczęła na twarzy taty. Lewa na ramieniu mamy. Dopiero teraz zobaczyłam, że moje ręce nadal okalają błyskawice. Odsunęłam się od nich jak oparzona, ale ciała moich rodziców już były przeszywane wstrząsami elektrycznymi. Po chwili oboje bezwiednie opadli na podłogę.
-Mamo! Tato!- czym prędzej podbiegłam do ciał, żeby sprawdzić czy żyją. Na lewym policzku taty, i prawym ramieniu mamy, znajdowały się głębokie rany, kształtem przypominające trochę błyskawice. Położyłam dłonie na ich klatkach piersiowych. A głowę przykładałam do twarzy. Na policzku nie wyczułam znajomego ciepła oddechu, a pod moimi palcami nie poczułam rytmicznego uderzania serca. Odsunęłam się powoli i uświadomiłam sobie przerażającą prawdę.
Zabiłam własnych rodziców.
Gdy tylko to do mnie dotarło zaczęłam histerycznie krzyczeć i szlochać. W głowie nadal słyszałam krzyk mamy. Przed oczami miałam widok ciał opadających na ziemię. A w myślach powtarzałam tylko jedno zdanie: Zabiłam moich rodziców.
Dopiero po parunastu minutach trochę się uspokoiłam. Uznałam, że niedługo może tu ktoś przyjść, a nie chciałam żeby mnie tu znaleźli, więc postanowiłam uciec. Czym prędzej pobiegłam do mojego pokoju wziąć dużą torbę. Spakowałam do niej trochę ubrań, prowiant i rodzinna pamiątkę-sztylet. Trochę mi to zajęło, gdyż nadal cała drżałam, przez co wszystko wypadało mi z rąk. Wybiegłam z domu z zamiarem udania się najpierw do Juna. Może uciekłby razem ze mną?
Jednak gdy dotarłam do jego domu, okazał się być pusty. Całkowicie. Nie było tam ani ludzi, ani mebli. Wyglądało na to, że musieli się przeprowadzić. Ale Jun nic mi nie mówił. Powiedział, że jutro się spotkamy, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Wybiegłam z domu przyjaciela i ruszyłam w kierunku lasu. Postanowiłam, że to tam rozpocznie się moja wędrówka.
Gdy znalazłam się w lesie, odwróciłam się jeszcze, aby ostatni raz spojrzeć na wioskę. Wiedziałam, że w najbliższym czasie nie wrócę do Shirakawy.  Na razie było tu dla mnie zbyt niebezpiecznie. Odwróciłam wzrok i zaczęłam biec w głąb lasu.
Dzięki Junowi umiałam przetrwać. Nauczył mnie polować. Co robić, a czego unikać podczas długich wędrówek i spania pod gołym niebem. Po jakimś czasie nauczyłam się wycinać sztyletem różnego rodzaju ostrza z drewna, które zawsze się do czegoś przydawały. Zaczynałam przyzwyczajać się do takiego życia.
Po roku samotnej wędrówki, na mojej srodze spotkałem Sandre Suzushi. Była to dziewczynka w moim wieku, która też była sierotą. Zaprzyjaźniłyśmy się i odtąd podróżowałyśmy razem. Z biegiem lat stałyśmy się dla siebie jak siostry. Zamieszkałyśmy w opuszczonej chatce i odtąd żyło nam się spokojnie. Nigdy nie wracałyśmy do spraw z przeszłości. Liczyło się, że znowu miałam kogoś mi bliskiego.
***
-Ojej. Nie cieszysz się? Popatrz, ja żyję!- zaśmiał się. To był straszny dźwięk. Bałam się go.
Nadal nie mogłam wyjść z szoku. Mój ojciec żył. Stał tu przede mną, mówił do mnie. Podczas gdy przez dziesięć lat byłam przekonana, że nie żyje.
-Jak to jest możliwe?! Przecież was zabiłam. Nie oddychaliście!- z jednej strony byłam przerażona. Z drugiej jednak, miałam nadzieję, że mama też żyje.
-Tak, Merry rzeczywiście została przez ciebie zabita. Ja przeżyłem jedynie śmierć kliniczną, ponieważ Itsuwari mnie uratowała- zielonowłosa kobieta uśmiechnęła się szeroko i z uwielbieniem spojrzała na Otewakę. Było jasne, że to o niej mowa.
-O co ci chodzi? Czego ode mnie chcesz?- moja mama nie żyła, a ojciec tak. Gorzej być nie mogło.
-Cóż, po pierwsze, zemsty. Myślisz, że odpuszczę ci to wszystko, co zrobiłaś?
-A myślisz, że ja odpuszczę tobie? Myślisz, że zapomniałam, co robiłeś mamie?!
Ojciec podszedł do mnie bliżej i stanął ze mną twarzą w twarz.
-Ja? Ale to przecież ty ją zabiłaś.- powiedział powoli, z szerokim uśmiechem na twarzy, jakby delektował się każdym wypowiedzianym słowem, które były jak małe sztylety wbijane w serce.
Spojrzałam mu w oczy. Na lewym nadal znajdowała się blizna w kształcie błyskawicy, przechodząca przez całą długość twarzy.
-Dobrze, szukasz zemsty. Coś jeszcze?- było mi już wszystko jedno. Miałam dość.
-Owszem. Widzisz, mam zamiar założyć mroczną gildię. Wiesz co to?
-Coś tam słyszałam. Nielegalne gildie, zajmujące się nielegalnymi zleceniami.
-Mniej więcej. Widzisz, jeszcze miesiąc temu byłem bliski spełnienia mojego celu. Miałem być mistrzem gildii, podlegającej jednej z trzech mrocznych gildii- Oracion Seis. Wiesz, każda pomniejsza mroczna gildia musi być pod opieką jednej z trzech głównych. Jednakże, Oracion Seis zostało pokonane. Cztery legalne gildie połączyły siły, i udało im się ich pokonać. Pokrzyżowało to moje plany, jednak nie poddałem się. Druga główna mroczna gildia, Grimoire Heart, obiecała mi, że weźmie moją gildię pod swoje skrzydła. Za miesiąc razem z moimi ludźmi stworzymy gildię, a naszym pierwszym celem będzie zemsta na gildiach, które wcześniej zepsuły moje pierwotne plany.
-Czyli wracamy do punktu wyjścia, to jest zemsty, tak? Nadal jednak nie rozumiem, po co ci w tym wszystkim ja.
-Dołączysz do mojej gildii, oczywiście. Będą nam zlecane morderstwa i porwania, a ty będziesz je wykonywać razem z resztą moich ludzi.
-Co z tego będę miała?
-Daruję ci życie. No i, zostawię twoją przyjaciółkę w spokoju.
-Zaraz. To Sandra żyje? Skąd o tym wiesz?
-Mam swoich ludzi, którzy zbierają dla mnie informacje. Twoja przyjaciółka..Sandra Suzushi, czyż nie? Aktualnie wędruje gdzieś po pustkowiach, ale zmierza w kierunku miasta, a tam zapewne ktoś się nią zajmie. Chyba, że mu w tym przeszkodzimy.-  w jego oczach czaiła się chora satysfakcja.
Zrozumiałam, że musiałam się zgodzić na dołączenie do jego gildii. Wiem, że Sandra nie pochwaliłaby mojego wyboru, jednak musiałam to zrobić. W tej sytuacji jej życie zależało od mojej decyzji.
-Dasz mi parę dni na zastanowienie?- spytałam po chwili rozmyślań. Musiałam to wszystko przemyśleć. Może wymyślę jakiś plan, aby wymigać się od dołączenia do gildii i jednocześnie uratować przyjaciółkę.
Chwilę się zastanawiał, ale w końcu odpuścił, i powiedział, że daje mi tydzień. Uznałam, że tyle mi wystarczy, ale miałam jeszcze jedno pytanie.
-Na jakich konkretnie gildiach chcesz dokonać zemsty?
-Blue Pegasus, Cat Shelter, Lamia Scale. Jednakże, najbardziej zależy mi na zemście na Fairy Tail. Pamiętasz może wujka Ivana? Jest on mistrzem gildii Raven Tail, która również ma na celu zniszczenie Fairy Tail, ponieważ mistrzem tej gildii jest jego ojciec, a twój wujek. Jego syn jest również członkiem Fairy Tail.
-Rozumiem. Mogę wrócić do celi? Muszę wszystko przemyśleć.- miałam dość jak na jeden dzień. Z jednej strony byłam wściekła na ojca. Z drugiej strony byłam szczęśliwa, że Sandra żyje. W tym wszystkim byłam jednak zagubiona, bo nie wiedziałam co mam zrobić.
-Oczywiście Umeki. Mam nadzieję, że jednak przystaniesz na moją propozycję. Razem stworzymy niepokonaną gildię. Zobaczysz.
***
Od tamtego zdarzenia minęło pięć dni. Nadal siedziałam w celi, bez żadnego planu. Wiedziałam jedynie, że jeśli przez pozostałe mi dwa dni nic nie wymyślę, będę zmuszona się zgodzić. Dodatkowo dowiedziałam się, że Sandra nie jest już śledzona, ponieważ doszła do gildii Fairy Tail w której została, a mój ojciec wolał nie ryzykować, że ich odkryją. Teraz obawiałam się najgorszego. Jeśli Sandra dołączy do Fairy Tail, a ja będę zmuszona dołączyć do gildii ojca, będę musiała stanąć przeciwko niej. Nie mogłam do tego dopuścić.
Po pięciu dniach spędzonych tylko w celi byłam ledwo żywa. Ojciec prawie w ogóle mnie nie karmił, dostawałam bardzo mało wody. Codziennie byłam bita przez strażników, którym nudziło się stanie na straży i chcieli się zabawić. Na ciele miałam pełno siniaków, ran, miałam złamane trzy palce od rąk, prawą stopę oraz wybitego jednego zęba. Często mdlałam. Ale wiedziałam, że muszę się jakoś trzymać. Przynajmniej przez jeszcze dwa dni.
Jednakże, piątego dnia zdążyło się coś, czego na pewno się nie spodziewałam.
Była noc. Strażnicy spali, zamiast trzymać wartę. Tego dnia straciłam ząb i bolała mnie cała szczęka, przez co nie mogłam zasnąć. Leżałam więc, twarzą zwrócona w stronę śpiących strażników, oświetlanych przez światła z pochodni. Wtem zauważyłam cień na ścianie. Na początku pomyślałam, że może gra światła sprawiła takie wrażenie, ale zaraz zobaczyłam więcej takich cieni, które kształtem przypominały sylwetki ludzkie oraz usłyszałam szepty. Głosy nie wydawały mi się znajome. Nagle zobaczyłam jeden cień, który zdecydowanie wyróżniał się od reszty. Wyglądał, jakby za plecami miał złożone skrzydła.  Na początku pomyślałam, że musiało mi się przewidzieć, ale wtedy postać weszła w pole mojego widzenia. Zamarłam. To była Sandra, która na dodatek przywołała anielską duszę. Nigdy jej nie widziałam w pełnej okazałości, a wyglądała niesamowicie. Miała długą, zwiewną, szarą spódnicę do ziemi, która odsłaniała jedną nogę. Góra stroju zrobiona była z paru szarych pasm materiałów, które krzyżowały się na piersiach i  plecach, tworząc coś w rodzaju bardzo krótkiej bluzki. Włosy były krótkie, ale z przodu wystawały dwa pasma, które sięgały do pasa .Były koloru fioletowego, jednak w różnych miejscach przybierały różne odcienie. Nad jej głową widniała czarna aureola zwieńczona kolcami. Z pleców wyrastały niesamowite skrzydła, które były tego samego koloru co aureola. Nawet oczy Sandry zmieniły kolor. Z ich normalnego, szarego koloru przeszły w niesamowity, wyrazisty niebieski odcień.
Zaraz za nią weszło jeszcze parę osób. Jedna z nich zajęła się strażnikami. Na chwilę przesłoniła mi widok, a kiedy znowu ich zobaczyłam, byli nieprzytomni i związani ze sobą. Wtedy Sandra odwróciła się i mnie zobaczyła.
-Umeki! Żyjesz!- krzyknęła i złapała za kraty mojej celi- czekaj zaraz cię wypuszczę! Gray, dasz radę to zamrozić i rozkruszyć?- powiedziała do czarnowłosego chłopaka, który stał koło niej.
Rozpoznałam to imię. Sandra nieraz opowiadała mi o swoim przyjacielu z dzieciństwa, Grayu. Nigdy nie straciła nadziei, że go odnajdzie. Nie byłam pewna, czy to był właśnie ten Gray, ale widząc, jak na niego patrzyła, domyślałam się, że to był on.
Gray podszedł do mojej celi i również złapał za kraty. Po chwili pokryły się one w całości lodem, który za chwilę się rozkruszył. Sandra wpadła jako pierwsza do środka i mnie przytuliła.
-Wiedziałam, że nie dasz się zabić. Wiedziałam.-powiedziała, a łzy spływały jej po policzkach.
-Oczywiście. Naprawdę sądzisz, że mieliby zabić mnie?- zaśmiałam się, ale po chwili jęknęłam. Sandra odsunęła się i zaczęła mnie całą oglądać.
-Boże, co oni ci zrobili? Połóż się, zaraz cię uleczę.
Zrobiłam jak kazała, jednak nie wiedziałam, w jaki sposób chce mnie uleczyć. Jednak gdy położyłam się, Sandra zaczęła rysować palcami na moim brzuchu runę. Ta rozbłysła i zaczęła powoli zanikać, wnikając w moje ciało. Gdy całkowicie zniknęła, całe ciało zaczęło mnie piec. Po paru minutach przestało. Zaskoczona usiadłam i zaczęłam przyglądać się mojemu ciału. Siniaki nie zniknęły, jednak nie były już aż takie ciemne i nie bolały za bardzo. Parę ran ciętych jeszcze zostało, ale po większości zostały tylko strupy. Poruszyłam palcami dłoni. Bolał jedynie kciuk prawej dłoni, co oznaczało, że pozostałe dwa palce, które jeszcze przed chwilą były złamane, teraz były zrośnięte. W prawej stopie nadal czułam palący ból. To samo z moją szczęką, w której nadal brakowało jednego zęba.  Ze zdziwieniem spojrzałam na przyjaciółkę.
-Jak ty to zrobiłaś?
-Jak widzisz udało mi się przyzwać w całości moją anielską duszę. Jak się okazało, dzięki niej władam magią starożytnych run. Jak się domyśliłaś, ta, którą przed chwilą na ciebie nałożyłam, była runą uzdrawiającą.
-Ale skąd ty znasz te runy?
-Nie wiem. Gdy przyzwałam tą duszę, po prostu informacje o nich pojawiły się w mojej głowie. Tak jakbym od zawsze o nich wiedziała. A teraz wstawaj. Muszę ci kogoś przedstawić.
Wyciągnęła do mnie rękę i pomogła wstać. Zauważyłam, że na nadgarstku miała znak gildii. Wytłumaczyła, że po swojej wędrówce trafiła do gildii Fairy Tail i do niej dołączyła. Tam spotkała swojego przyjaciela Gray'a i razem z nim oraz innymi magami wyruszyła mi na ratunek. Znalazła mnie za pomocą runy namierzającej.
-Mogę o coś spytać? Jak przeszliście przez straże?
-To nawet nie byli magowie. Wejście tu zajęło nam dosłownie chwile.- odpowiedziała Sandra- a teraz przedstawiam ci. To Natsu, Erza, Lucy i Happy. I Gray, o którym już ci opowiadałam. A to moja przyjaciółka Umeki.
-Miło mi was wszystkich poznać. Później będziemy mogli porozmawiać, ale ważniejsze jest to, co teraz zrobimy.- trzeba było ułożyć jakiś plan działania i to jak najszybciej.
-Może najpierw wyjaśnisz nam całą sytuację, a wtedy pomyślimy nad planem?- zaproponowała dziewczyna, którą Sandra przedstawiła jako Erza.
Tak więc pokrótce opowiedziałam im o wszystkim co wydarzyło się przez ostatnich pięć dni oraz o wszystkim co mówił mój ojciec. Sandra wydawała się tym wszystkim zszokowana i przerażona, Natsu natomiast był bardzo podekscytowany.
-Wystarczy, że pójdziemy do tego Otewaki, skopiemy jego i całą resztę ludzi i po sprawie!- stwierdził po wysłuchaniu mojej opowieści.
-Użyłbyś  w końcu mózgu i choć przez chwilę wziął tą sprawę na poważnie- odparł Gray.
-A ty mógłbyś coś na siebie włożyć.- zauważył Natsu. Rzeczywiście, Gray ściągnął z siebie koszulę.
-I ty się w nim kochasz?- spojrzałam na Sandrę, która zarumieniła się strasznie i spojrzała na Gray'a, jednak on nie zwracał na nas uwagi, bo był zajęty kłótnią z Natsu. Odetchnęła z ulgą. Nic nie powiedziała, ale spojrzała się na mnie z rządzą mordu w oczach. Przez to tylko zachciało mi się śmiać, bo nie wyglądało to ani trochę groźnie.
-Teraz najważniejsze jest, żebyśmy poszli dać nauczkę twojemu ojcu.- powiedziała po chwili.
-Wiesz, dziwnie brzmi to w twoich ustach, ale masz racje. Mam ogromną ochotę mu porządnie przyłożyć.
-Podoba mi się twoja wola walki. W dodatku teraz, gdy wiemy, że chce zaatakować Fairy Tail, nie możemy tego tak zostawić. Umeki, wiesz jak dojść do tej sali, w której powinien się znajdować twój ojciec?- spytała Erza.
-Tak, poprowadzę was. Za mną.- wszyscy wstali i ruszyli za mną ciasnymi korytarzami jaskini.
***
-Ume , jesteś pewna, że chcesz to zrobić?- Sandra cały czas wyglądała na przejętą i zmartwioną całą tą sytuacją. Powtarzała to pytanie wielokrotnie i cały czas otrzymywała tą samą odpowiedź.
-Tak, jestem pewna. Zemszczę się za wszystko. Muszę to zrobić. Zemszczę się, dla siebie, i dla mamy.
-W takim razie, postaram się pomóc ci jak najlepiej- to również powtarzała po raz kolejny. Sandra nigdy nie uczestniczyła w prawdziwej walce między magami, a teraz, gdy w pełni przyzwała duszę, miała stanąć przed tym wyzwaniem.
-Denerwujesz się? Spokojnie, z taką gromadą szybko ich załatwimy.- nie kłamałam, byłam pewna swoich słów. Fairy Tail było gildią znaną z bardzo silnych magów, a ci na takich wyglądali. Szczególnie dużo mówiło się o Erzie, nazywanej przez wielu Tytanią, dzięki swojej niezwykle mocno rozwiniętej magii Podmiany Zbroi.
-Nie denerwuję się. Wiem, że damy sobie radę.- odparła, choć nadal wyglądała na podenerwowaną.
-Dobra, ludzie. Doszliśmy- powiedziałam odwracając się do reszty i stając przed ogromnymi, drewnianymi wrotami za którymi znajdowała się lodowa komnata. A w niej mój ojciec.
-Wysłałam już wiadomość do mistrza Makarova, aby powiadomił Magiczną Radę o zaistniałej sytuacji. Zapewne zdążymy ich unieszkodliwić zanim zjawią się tu członkowie Rady, a wtedy oni zadecydują o ich losie.- ucieszyła mnie ta informacja od Erzy. Nie chciałam zabijać mojego ojca, a Rada na pewno odpowiednio się nim zajmie.
-Jasne. To jak Ume, jesteś gotowa?- spytała Sandra
-Oczywiście. Ale chcę mieć ładne wejście- uśmiechnęłam się szeroko i strzeliłam błyskawicą we wrota. One rozwaliły się na mniejsze kawałki, które wleciały do środka. Ktoś krzyknął- jak się okazało,  jednemu z ludzi mojego ojca dość spory kawał drewna wbił się w ramię. Zaczęłam się śmiać.
-I jak teraz ci się podoba, ojcze? Role się odwróciły, co?- krzyknęłam do Otewaki, który wyglądał na zbulwersowanego, ale mimo wszystko pewnego siebie. Jego ludzie już chcieli się na nas rzucić, ale mój ojciec powstrzymał ich gestem dłoni.
-Co to ma znaczyć, córko? Kim są ci ludzie?!- podczas, gdy wrzeszczał na mnie, Itsuwari stała za nim i obserwowała każdy ruch moich towarzyszy, jakby oceniając ich umiejętności i siłę.
-A racja, gdzie nasze maniery. Sandra Suzushi, jedyna osoba, która dotrzymywała pańskiej córce towarzystwa przez ostatnie dziesięć lat. A teraz po nią przyszłam, a chciałabym uniknąć zbędnej przemocy, więc może odda pan ją po dobroci?- jej głos wręcz ociekał sarkazmem.
Zamurowało mnie. Zaczęłam się zastanawiać, czy ludzie z Fairy Tail tak na nią wpłynęli czy to przez przyzwanie duszy. Moja Sandra, z którą zadawałam się bez przerwy przez całe dziesięć lat, nadal potrafiła mnie zaskakiwać.
Teraz Itsuwari i Otewaka skupili całą swoją uwagę na Sandrze. Gray również to zauważył, bo podszedł bliżej do Sandry, jakby chcąc ją chronić. Nie ukrywam, zapunktował tym sobie.
-Masz gadanego, co? Zobaczymy, czy będziesz tak samo pyskata, jak stanie ci się krzywda!- ręka mojego ojca powędrowała w górę. Nagle Sandra upadła na kolana i zaczęła się cała trząść. Jedną ręką mocno złapała się za głowę.
-Hej, Sandra! Co jest?- Gray ukląkł przy niej.
-Zimno..bardzo..zamarzam..
Wyglądało na to, że mój ojciec opanował jakiś nowy rodzaj magii.
-Zostaw ją!
Z mojej wyciągniętej dłoni wyleciała błyskawica, która poleciała w stronę mojego ojca. Trafiła go w rękę. Syknął z bólu i opuścił ją. Momentalnie Sandra przestała się trząść, ale nadal ciężko oddychała. Gwałtownie wstała, lekko się chwiejąc. Nagle zaczęła wymachiwać prawą dłonią w powietrzu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że rysuje w powietrzu świetlistą runę.
-Angeli belli auxilium praebeat ingenii viribus suis! (Anioły wojny, pomóżcie mi swą siłą i użyczcie mi waszych zdolności)- krzyknęła Sandra, po czym runa rozbłysła jeszcze mocniej, powiększyła się i zaczęła bombardować pociskami w mojego ojca i całą resztę jego ludzi. W tym momencie wszyscy zaczęli walczyć. Każdy z Fairy Tail walczył z więcej niż jedną osobą. Mimo, że mieli nad nami przewagę liczebną, to i tak szala zwycięstwa przechylała się na naszą stronę. Jedyną osobą, która nie walczyła był Otewaka. Gdy to zauważyłam, jednym ciosem powaliłam mężczyznę, który akurat ze mną walczył i zaczęłam biec w stronę ojca. Nie zauważył mnie. W mojej prawej dłoni rozbłysły błyskawice, gdy zacisnęłam ją w pięść i z całej siły uderzyłam nią ojca w twarz. Krzyknął z bólu i zatoczył się. Wykorzystałam to, i mocno go kopnęłam. Przewrócił się. Stanęłam nad nim i postawiłam stopę na jego klatce piersiowej.
-Jesteś głupi, jeśli uważasz, że tak po prostu zostawiłabym moją przyjaciółkę i poszła do tej twojej zasranej gildii. Ale nie martw się. Niedługo pojawi się tu Magiczna Rada, która odpowiednio się tobą zaopiekuje. Może gdy będziesz siedział w celi, zrozumiesz, jaki błąd popełniłeś, narażając się Umeki Hikari- w tym momencie do sali weszli członkowie Rady. Większość ludzi mojego ojca leżało rannych na ziemi- to już koniec, Otewaka. Jednak cieszę się, że mogłam znowu cię spotkać. Przynajmniej mogłam prosto w twarz powiedzieć ci to, co o tobie myślę.- podniosłam nogę i odwróciłam się.- A i jeszcze jedno. Chciałabym, żebyś wiedział, że ja już nie mam ojca. Żegnaj, i mam nadzieję, że będziesz cierpiał tak, jak przez ciebie cierpiało wielu ludzi.
Podeszłam do Sandry, która powróciła już do swojego normalnego wyglądu. Przytuliłam ją.
-Hej, Ume, wszystko w porządku?- zapytała, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
-Tak. Cieszę się, że nic ci nie jest.
-Z tego co widzę tobie też. To dobrze.
Odsunęłam się od niej na krok, i spojrzałam na jej ubrania.
-Czekaj. To męskie ciuchy?- podejrzliwie spojrzałam Gray'a, który gdy to zauważył, odwrócił wzrok
-A czy to ważne?
-Oczywiście, że ważne!
Jednak Sandra zaśmiała się i objęła mnie ramieniem.
-Dobrze, pogadamy o tym w gildii.- odwróciła głowę w stronę reszty ludzi- to jak wracamy?
-Pewnie. Zabierzemy się z ludźmi z Rady, będzie szybciej.- odpowiedziała Erza, która akurat rozmawiała z magiem z Rady.
-Chyba czas pożegnać się ze starym trybem życia- zauważyłam.
-Tak, chyba los nareszcie się do nas uśmiechnął.
Miała rację. Od teraz miałyśmy zacząć lepsze życie jako magowie gildii Fairy Tail. Wyszłam z jaskini, nie oglądając się za siebie. Nareszcie mogłam zostawić swoją przeszłość za sobą.

Liczę na to, że rozdział się spodobał i że będziecie dalej czytać tą historię :) 
Piszcie komentarze, jeśli wam się podoba polecajcie innym- w końcu trzeba mieć dla kogo pisać :D
Widziamy się mam nadzieję niedługo, z 3 rozdziałem Karnevalu :)

/Yuki

A tutaj macie arta do tego rozdziału (tym razem niestety czarno-biały, w kolorze przeskanowany nie wyglądał dobrze ;-;) w wersji mojej i Yuki :) Na stronie na FB pojawią się kolorowe wersje (zdjęcia, mój telefon aparatem nie powala więc się nie przestraszcie). To już wszystko co chciałam powiedzieć, zachęcam was do czytania innych opowiadań, do komentowania oraz do odwiedzania FB! Każdy komentarz jest dla nas bardzo ważny :) 
Wersja Yuki

Wersja Ume



/Ume

2 komentarze:

  1. Jej jak zwykle się postarałaś i wyszło niesamowicie 👌✌👍

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy rozdział. Przyznam, ze zaciekawiło mnie to.

    Bajkowoanastypoem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń