poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Fairy Tail- rozdział 3 (z perspektywy Sandry)

Witam, witam, witam! Wiem, wiem, rozdział powinien być dwa dni temu, ale jest dzisiaj. Jeśli jesteście na moim fanpage'u, to wiecie, że jestem właśnie w Niemczech i wcześniej nie znalazłam czasu na wstawienie rozdziału ;-;
Jak zawsze zapraszam do czytania rozdziału, a reszta mojej paplaniny po rozdziale. Mam nadzieję, że się spodoba :)


Rozdział 3 (z perspektywy Sandry)

Minęła doba, odkąd obudziłam się obok lasu i wyruszyłam w drogę. Zraniona noga utrudniała poruszanie się, z każdym gwałtowniejszym ruchem poszczególne rany otwierały się i ponownie krwawiły. Gdy nadeszła noc byłam wyczerpana, głodna, a moje zniszczone ubrania kleiły się od krwi i potu. Byłam jeszcze w górach, więc znalazłam jakąś niedużą jaskinię z zamiarem spędzenia w niej nocy. Mimo wyczerpania nie mogłam zasnąć. Przeszkadzał mi w tym ból, ale także nie mogłam przestać myśleć o Umeki. Chciałam wiedzieć gdzie jest i co się z nią dzieję. Czy w ogóle żyje…
Nie. Żyje, na pewno, nie dopuszczam do siebie innej myśli. Zresztą gdy tylko uda mi się znaleźć pomoc, od razu wyruszę jej na ratunek.

***
Trzeci dzień mojej wędrówki. Zmęczenie, głód i pragnienie dają się we znaki, ale czasem udaje mi się znaleźć źródło pitnej wody lub jakąś jadalną roślinę. Nie mam siły, żeby polować. Większość siniaków zrobiła się już żółto-zielona. Moja stopa jest w coraz gorszym stanie, tak samo jak skrzydło. Niestety, przez to, że zostało zranione, nie mam jak sprawić, żeby zniknęły. Muszę koniecznie znaleźć kogoś, kto pomoże mi się wyleczyć, inaczej istnieje nawet ryzyko, że będzie trzeba amputować mi stopę. Ból ani trochę nie mija, a nawet z każdym dniem przybiera na sile. Każdy krok jest ogromnym cierpieniem, jednakże tego właśnie, trzeciego dnia udaje mi się gdzieś dotrzeć.
Właściwie „gdzieś” to mało powiedziane. Dochodzę do Magnolii. Moja radość nie zna granic. W Magnolii znajduje się parę gildii, które z pewnością udzielą mi pomocy. Wśród nich jest również Fairy Tail. Nie wiem  o nich dużo, ale słyszałam o paru ich akcjach. Jednak nie sądziłam, że znajdują się tak blisko nas.
Weszłam do miasta, właściwie prawie czołgając się po ziemi. Na ulicach nie było zbyt dużo ludzi, może ze względu na pogodę. Było ponuro, wiał dość silny wiatr, a z nieba padał drobny deszcz, od którego nieprzyjemnie piekły mnie rany.
Starałam się iść na obrzeżach miasta, jednak i tak napotykałam po drodze paru ludzi i ich zaciekawione, zdziwione spojrzenia. Co ciekawe, nikt nie kwapił się by mi pomóc. Może w tym mieście taki widok był częsty?
Nie wiedziałam właściwie gdzie idę , szłam po prostu przed siebie, starając się dojść do jakiejkolwiek gildii. Co jakiś czas przewracałam się, ból w stopie stawał się nie do wytrzymania, rany się otwierały, przez co zdarzało mi się poślizgnąć o własną krew. Gdy spojrzałam w dół ujrzałam swoją stopę, okropnie spuchniętą, lepiącą się od krwi, zresztą jak większa część mojego ciała. Potrzebowałam leczenia, i to szybko.

***
Po około trzech godzinach marszu (a tak mi się przynajmniej wydawało), udało mi się dojść do gildii Fairy Tail. Budynek wyglądał niesamowicie. Był ogromny, solidnie zbudowany. Wyglądał trochę jak zamek, tylko mniejszy. Od frontu widniał ogromny znak gildii. Rzadko kiedy w życiu z czegoś tak się cieszyłam, jak z tego, że tu dotarłam. Chciałam jak najszybciej wejść do środka. Ledwo już szłam, do tego widok przesłaniała mi krew, która zaczęła spływać z rany na czole. Kulejąc i przewracając się dotarłam do drzwi. Ostatkiem sił pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.

***
Gdy weszłam do środka w Fairy Tail panował ogromny gwar. Ludzie śmiali się, jedli, pili, bawili się. Jednak w pewnym momencie zauważyła mnie blond włosa dziewczyna i krzyknęła, patrząc w moją stronę. W gildii zapadła cisza i wszyscy utkwili we mnie wzrok. W końcu niecodziennie widzi się zakrwawione, wycieńczone dziewczyny z czarnymi, anielskimi skrzydłami, czyż nie?
Podbiegła do mnie dziewczyna w szkarłatnych włosach.
-P-proszę p-pomóżcie mi- powiedziałam, upadając jednocześnie, jednak dziewczyna mnie złapała. Spojrzałam na nią. Wyglądała na spokojną i opanowaną.
-Oczywiście, że ci pomożemy. Ej wy!- zwróciła się do reszty nadal oniemiałych członków gildii- zróbcie miejsca na którymś stole i zawołajcie Wendy!
Parę osób zaczęło sprzątać na stole, różowo włosy chłopak pobiegł poszukać wspomnianej wcześniej dziewczyny o imieniu Wendy.
-Nie martw się, wyleczymy cię- powiedziała do mnie osoba, która wcześniej mnie złapała, teraz pomagając mi wstać- wiesz, co ci się stało, jak się nazywasz?
-Tak, nie doznałam amnezji.- odpowiedziałam zachrypniętym, wyczerpanym głosem.
To dobrze, gdy cię wyleczymy o wszystkim nam opowiesz. Jestem Erza Scarlet.
Spojrzałam na nią zaskoczona.To była ona, Tytania. Używała tej samej magii, co tamten mag, który nas zaatakował. Mimo bólu, odsunęłam się od niej.
-Nie zrobisz mi krzywdy, prawda?
Erza spojrzała na mnie, wydawała się zszokowana tym nagłym pytaniem.
-Słucham? Dlaczego miałabym cię skrzywdzić?
-Tak…przepraszam. Po prostu.. jeden z magów, którzy nas zaatakowali, władał tą samą magią co ty, więc…
-Rozumiem…
-Erza, Wendy już dotarła, wszystko jest gotowe!- krzyknęła jedna z dziewczyn.
-Wspaniale, Mira. Zaraz cię wyleczymy, tylko powiedz jeszcze, jak się nazywasz?
-Jestem Sandra. Sandra Suzushi.
-Moment! Sandra?!- usłyszałam za sobą czyjś męski głos.
Odwróciłam się w stronę z której dobiegał i stanęłam skamieniała. Mimo woli krzyknęłam i zaczęłam głośno płakać, czując ból na twarzy, gdy potok łez natrafiał na rany. Zaczęłam cała drżeć.
Zmienił się, ale to na pewno był on.
***
Jako dziecko nie miałam żadnych przyjaciół. Nie potrzebowałam ich. Mieszkałam w małej wiosce, więc właściwie nie było tam zbyt dużo dzieci w moim wieku. Poza tym, miałam kochających rodziców, to mi wystarczyło.
Gdy miałam sześć lat, moich rodziców odwiedzili znajomi, którzy mieszkali na drugim końcu wioski. Wiedziałam, że mają syna, starszego ode mnie o rok. Moja mama poprosiła, żebym spróbowała się z nim przyjaźnić, jednak ja nie chciałam. Ale postanowiłam być dla niego miła, żeby mamusia nie była na mnie zła.
Gdy goście przyszli grzecznie poszłam się z nimi przywitać. Chłopiec wyglądał na całkiem miłego. Od razu podszedł do mnie i się przedstawił.
-Nazywam się Gray. Gray Fullbuster. A ty? - z uśmiechem wyciągnął do mnie rękę.
-Sandra - nieśmiało podałam mu swoją małą dłoń.
-Może pójdziemy na dwór? Spójrz, śnieg pada!- krzyknął, wskazując palcem na widok za oknem.
-Jest zimno, nie przeszkadza ci to?
-Skąd, bardzo lubię zimę i chłód.-odpowiedział. Jego szeroki uśmiech i dziecięcy entuzjazm trochę mnie ośmieliły.
-Ja też, zima to moja ulubiona pora roku. Dobra, więc chodźmy.- wydawało mi się, że zaczynam go trochę lubić.
Gdy ciepło się ubraliśmy podbiegłam do mamy.
-Mamo! Możemy pójść z Grayem na dwór?
-Dobrze, ale bądźcie blisko, tak, żebyśmy was widzieli.
-Dobrze mamusiu!- podbiegłam do Graya, który już czekał pod drzwiami.
Postanowiliśmy ulepić bałwana. Zaczęliśmy robić kule śnieżne, najpierw formując w dłoniach małą kulkę, a później turlając ją po ziemi pełnej śniegu, aby stawała się coraz większa. Po chwili ta którą zrobił Gray była nawet większa od niego . Śmialiśmy się przy tym, rozmawialiśmy. Bardzo go polubiłam.
Nałożyliśmy dwie kulki na siebie i nasz bałwan był już prawie gotowy.
-Przydałaby mu się buzia. I guziki! Poszukajmy kamyków.
Zaczęliśmy szukać, co nie było takie proste, bo śnieg sięgał nam prawie do kolan.
-Mamy już chyba wystarczająco dużo kamieni- powiedział Gray po jakimś czasie zbierania- Chcesz zrobić mu twarz?- spytał, podając mi swoje kamyczki.
-Ale jestem za niska, nie dosięgnę do jego głowy.
-Nie szkodzi, wezmę cię na barana- powiedział i uklęknął tyłem do mnie.
Weszłam mu na plecy. Trzymał mnie, a ja wciskałam kamienie w śnieg, tworząc naszemu bałwanowi oczy i usta.
-Gotowe!- zawołałam zadowolona.
-Wygląda naprawdę dob...- jednak Gray nie dokończył zdania, gdyż potknął się i oboje polecieliśmy do tyłu. Na szczęście nic nam się nie stało, śnieg zamortyzował upadek. Usiedliśmy, śmiejąc się i strzepując z siebie śnieg. Na prawdę lubiłam Graya.
-Gray, masz jakiś przyjaciół?- spytałam po chwili, z lekkimi rumieńcami na twarzy.
-Hmm...nie, chyba nie mam.- powiedział po chwili namysłu.
-A może...no...nie chciałbyś być moim przyjacielem?- spytałam trochę zawstydzona, ale z nadzieją w głosie.
Jednak ten uśmiechnął się szeroko i odpowiedział:
-Pewnie!
Tamten dzień zalicza się do jednych z najszczęśliwszych w moim życiu.
Od tamtej pory spotykaliśmy się prawie codziennie. Nasi rodzice byli zadowoleni, że się zaprzyjaźniliśmy, więc nie mieli nic przeciwko, żebyśmy się tak często spotykali.
Mogłam śmiało powiedzieć, że kocham Graya. Jednak jako przyjaciela, a nawet brata. Nikt oprócz rodziców nie był mi tak bliski jak on.
Nasze szczęście potrwało jednak zaledwie rok.
Nadszedł dzień, w którym naszą wioskę zaatakował demon  zwany Deliorą. Mieszkało u nas paru magów, którzy stanęli do walki z nim , a wśród nich byli moi rodzice. Zanim wyruszyli do ataku, kazali mi uciekać z wioski. Bałam się, ale nie chciałam ich zostawiać. Jednak wiedziałam, że muszę to zrobić. Gdy biegłam na oślep, popełniłam błąd odwracając się, by jeszcze raz spojrzeć na rodziców. Ciało taty leżało zmasakrowane u stóp potwora i właściwie ledwo dało sie poznać, że to on. Mama siedziała niedaleko, była bardzo mocno ranna, wykrwawiała się. Chciałam do niej pobiec, ale uciekający ludzie popchnęli mnie za sobą,  więc byłam zmuszona biec z nimi.
Mniej więcej godzinę później było po wszystkim. Siedziałam na dość wysokiej górze, skąd miałam dobry widok na wioskę, która teraz była opuszczona. Większość domków była zniszczona, wszędzie była krew. Deliora oddalał się, najwyraźniej zadowolony z tego, co przed chwilą uczynił. Jego widok tak bardzo mnie przerażał, przyprawiał o dreszcze. Jego ogromne, oddalające się cielsko całe pokryte było ludzką krwią.
Przed oczami miałam cały czas widok rodziców. Nie żyli, to było nawet więcej niż pewne. Jednak nie zostałam sama. Miałam jeszcze Graya, którego nie udało mi się nigdzie znaleźć. Jednak coś sobie wtedy obiecałam. Odnajdę go. Wierzyłam w to, że żył, jeśli jednak okazałoby się, że zginął, zrobię mu kapliczkę, którą będę codziennie odwiedzała i składała na niej kwiaty.
Takie właśnie było życie. W jednej minucie masz wszystko, w drugiej zostajesz z niczym. Ułamek sekundy może zaważyć o naszym życiu. Los ma dla każdego z nas przygotowaną osobną historię, w której są dobre jak i złe momenty. Nie da się żyć tak, aby nie popełniać błędów, nie robić niczego źle. Jeśli los chce, żebyśmy byli źli- będziemy źli. Jeśli ma spotkać nas coś złego- to spotka. Nie da się oszukać przeznaczenia. To przeznaczenie może oszukać nas. Moje właśnie tak zrobiło.
***
A teraz stał tu przede mną. Mój przyjaciel, którego poszukiwałam od całych dziesięciu lat. Nagle odpłynął ze mnie cały ból i zmęczenie. Był tu, nic więcej się nie liczyło. Chciałam do niego podbiec, ale gdy tylko postąpiłam parę kroków on już przy mnie był i mnie przytulał. Zarzuciłam mu ręce na szyję i głośno zapłakałam w jego koszulę. Gray trzymał głowę wtuloną w mój obojczyk i czułam, jak spływają po nim jego ciepłe łzy.
-Znalazłam cię, znalazłam, znalazłam! Boże, Gray, tak długo cię szukałam. Tak bardzo za tobą tęskniłam. Tak bardzo.- słowa te wypływały ze mnie same, mówiłam wszystko, czego przez tak długi czas powiedzieć mu nie mogłam. Krzyczałam i zanosiłam się płaczem.
-Ja też. Tak bardzo tęskniłem. Wiedziałem, że żyjesz, wiedziałem. Nigdy nie straciłem nadziei. Nigdy.- odpowiedział, również krzykiem.
Staliśmy tak, krzyczeliśmy i płakaliśmy, podczas gdy reszta osób zamilkła, przyglądając się tej scenie. Ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Liczyło się tylko to, że był tu.
Stojąc tak przytulona do niego, zauważyłam, że jest sporo wyższy ode mnie i bardzo umięśniony. Z wyglądu nie zmienił się prawie w ogóle. Te same czarne, rozczochrane włosy. Te same szaro-niebieskie oczy. Ten sam Gray, jakiego zapamiętałam. Tylko troszkę starszy.
Podniosłam wzrok i zauważyłam za nami ubraną w całości na niebiesko dziewczynę. Widać było, że jest wściekła, chociaż to może nawet mało powiedziane. Gdy nasze spojrzenia się spotkały obrzuciła mnie nienawistnym spojrzeniem. Zrozumiałam. Nie widzieliśmy się tyle lat. To musiała być jego dziewczyna. Odsunęłam się od niego na dosłownie pół kroku. Nie było mnie stać na więcej. Nie tylko ze względu na ból w stopie. Teraz, gdy go odnalazłam, pragnęłam być blisko niego.
-Rozumiem, masz dziewczynę. Cieszę się.
Spojrzał na mnie zaskoczony, zapłakanymi oczami. Nagle jakby zrozumiał o co mi chodzi, obrócił się do tyłu i spojrzał na tamtą dziewczynę. Odwrócił się ponownie w moją stronę.
-Ach, chodzi ci o Juvię. Chyba jest we mnie zakochana, ale dla mnie jest tylko koleżanką z gildii- powiedział tak, aby Juvia go nie usłyszała i przytulił mnie znowu.
-Gray, nie chcę wam przeszkadzać, ale może najpierw opatrzylibyśmy twoją przyjaciółkę, a potem sobie wszystko wyjaśnimy?- powiedziała Erza, która stanęła obok nas.
-Fakt, masz rację- pomógł mi dojść do stołu na którym miałam zostać opatrzona. Wendy, która miała mnie wyleczyć okazała się być dwunastoletnią dziewczynką, jednak o naprawdę potężnej mocy- była Niebiańskim Smoczym Zabójcą. Dzięki temu władała powietrzem oraz mogła leczyć ludzi za pomocą swojej magii.
-Którą raną mam się zająć najpierw? Która najbardziej boli?- spytała nieśmiało Wendy, jakby trochę przestraszona.
-Błagam, jak najszybciej wylecz moje skrzydło. Nawet nie wiesz, jak bardzo boli taka rana.
Wendy zabrała się do pracy. Spodziewałam się ogromnego bólu, jednak ona jedynie przyłożyła ręce do mojego skrzydła, po czym rozbłysły one jaskrawoniebieskim światłem i rana zaczęła się goić. Zero bólu, parę sekund i było po wszystkim. Byłam pod ogromnym wrażeniem. Bez problemu poruszyłam skrzydłem- było jak nowe.
-Niesamowite- spojrzałam na nią z podziwem.
-Dziękuję. Teraz może wyleczę twoją stopę?- zrobiła z nią to samo co ze skrzydłem. Użyła zaklęcia i po ranie nie było nawet śladu. Chciała jeszcze opatrzyć inne rany, ale odmówiłam, widząc, że używanie tych zaklęć jest dla niej dość męczące.
-Naprawdę nie trzeba, takie rany mam na sobie każdego dnia. Nie przeszkadzają mi.- To była prawda. Po polowaniach zawsze wracałam do domu z jakimiś ranami. Poza tym czasami Umeki trenowała rzucanie sztyletem i zdarzało jej się nie zauważyć, że jestem w pobliżu. Więc rany cięte były dla mnie codziennością.
-Ale po tej ranie na czole zostanie ci blizna- zauważyła Wendy.
-Blizny są fajne. A ta- pokazałam palcem na moje czoło- będzie mi przypominała o tym dniu. Oraz o tym, że walczyłam w obronie przyjaciółki.
-Jesteś pewna, że nie mam jej uleczyć?
-Jestem pewna.
-No dobrze, w takim razie chociaż je zabandażuje.
W ten sposób wyglądałam dosłownie jak mumia. Ran było tak dużo, że Wendy owinęła większość mojego ciała w bandaże.
-Bardzo ci dziękuję Wendy- uśmiechnęłam się do niej, a ona nieśmiało go odwzajemniła.
- Może chciałabyś się umyć i przebrać? Nazywam się Lucy- powiedziała do mnie dziewczyna, która wcześniej krzyknęła na mój widok gdy weszłam do gildii. Miała piękne, orzechowe oczy i długie blond włosy, których większość była rozpuszczona, jednak po prawej stronie miała je związane w kitkę. Była bardzo ładna.
-Właściwie, to chętnie- powiedziałam, patrząc na to, co zostało z mojej poprzedniej odzieży.
W takim razie tam jest łazienka. Idź, zaraz przyniosę ci ubrania.- powiedziała Lucy.
-Dobrze, dziękuję.
Gdy tylko weszłam do łazienki od razu zrzuciłam z siebie strzępki zakrwawionych i brudnych ubrań, które miałam na sobie i je wyrzuciłam. Sprawiłam również, że wyleczone już skrzydła zniknęły. Weszłam pod prysznic, jednak starałam się zmyć krew jedynie z tych miejsc gdzie nie było bandaży, co nie było prostym zadaniem. Umyłam jeszcze twarz i włosy, na których również była zaschnięta krew. Później ubrałam się w ciuchy, które przyniosła mi Lucy. Były to czarne glany do kolan, szerokie, czarne spodnie, zwężające się na końcach oraz bluzka na ramiączkach w moro. Z tego wszystkiego jedynie buty były na mnie dobre. Jednak bluzkę włożyłam w spodnie, które spięłam paskiem, więc nie wyglądało to źle.
Wróciłam do reszty osób. Podeszłam do stołu przy którym siedział Gray oraz inne osoby, które wcześniej mi pomogły. Na środku stołu siedział naprawdę niski staruszek w białej pelerynie ze znakiem gildii na plecach. Gdy usiadłam odwrócił się do mnie i powiedział:
-Witaj. Nazywam się Makarov. Jestem mistrzem tej gildii. Chciałbym dowiedzieć się kim jesteś i w jakim celu przyszłaś do Fairy Tail.
-Przy okazji dowiem się, co się z tobą działo przez te wszystkie lata- powiedział Gray, patrząc na mnie z wyraźnym zaciekawieniem.
-Tak, ciekawi mnie również skąd znacie się z Grayem. Więc rozpocznij proszę swoja opowieść- powiedział Makarov, więc zaczęłam opowiadać:
-Jak już wcześniej wspomniałam, nazywam się Sandra Suzushi. Jestem magiem, używam magii Zamiany Dusz. Stąd właśnie miałam skrzydła gdy tu weszłam.
-Brzmi podobnie do magii Miry, jednak ona używa Satan Soul.- powiedziała Erza.
-Pochodzę z małej wioski znajdującej się na północy Fiore. Stąd też znam Graya, byliśmy swoimi jedynymi przyjaciółmi w dzieciństwie. Moi rodzice nie żyją, zginęli podczas ataku Deliory na wioskę gdy miałam siedem lat.
-Tak samo jak twoi rodzice, Gray- zauważyła Lucy.
-To prawda, zginęła wtedy większość mieszkańców wioski, jedynie nieliczni przeżyli.- kontynuowałam swoją opowieść- Jeszcze przez pół roku samotnie krążyłam niedaleko wioski, jedząc rośliny, które zebrałam, pijąc wodę ze strumienia i śpiąc pod gołym niebem, w nadziei, że w końcu spotkam Graya, bo był już jedyną bliską mi osobą, która nadal żyła, choć to też nie było pewne. Jednak pewnego dnia, gdy byłam w lesie spotkałam dziewczynke, która jak się okazało była w moim wieku. Zaprzyjaźniłysmy się i od tamtej pory przebywałyśmy w swoim towarzystwie. Nazywa się Umeki Hikari, ona również jest sierotą jak ja.
Zauważyłam, że Makarov niespokojnie się poruszył na dźwięk nazwiska Ume, ale nic nie powiedział.
-W takim razie dlaczego jej teraz z tobą nie ma?- zapytał mnie chłopak, który wcześniej pobiegł po Wendy, Natsu.
-Dojdę do tego. Umeki jest magiem elektryczności, jest lepiej wyszkolona w dziedzinie magii ode mnie. Dodatkowo miała ze sobą sztylet, dzięki któremu zrobiła dla mnie łuk, strzały oraz kołczan z drewna i nauczyła mnie ich używać. Codziennie razem wędrowałyśmy , aż w końcu  udało nam się dojść do małej, jednoizbowej chatki. Okazała się być opuszczona i wyglądało na to, że już od bardzo dawna nikt tam nie zaglądał, więc postanowiłyśmy tam zamieszkać.  Od tamtej pory każdy dzień wyglądał podobnie. Chodziłyśmy na polowania, czasami wybierałyśmy się do opuszczonych wiosek, aby zdobyć jakieś potrzebne rzeczy, na przykład ubrania. Średnio raz na dwa miesiące trenowałyśmy magię, aby nie zatracić naszych umiejętności. Parę dni temu znowu wybrałyśmy się na polowanie. Gdy wracałyśmy było już ciemno. Zaatakowało nas paru mężczyzn, a wśród nich było dwóch magów. Jeden posiadał magię taką jak Erza, a drugi potrafił łamać rzeczy za pomocą magii. Najpierw złamał mi strzałę, przez co wiedziałam, że używanie łuku nie ma żadnego sensu, a potem złamal mi stopę. Więc przyzwałam skrzydła i chciałam ich pokonać z pomocą magii, ale rzucili we mnie nożami, w tym jeden wbił się w moje skrzydło, a nic nie boli tak bardzo jak rana na skrzydle, ponieważ odczuwa się ją całym ciałem. Zanim zemdlałam widziałam jeszcze, jak pokonali Umeki i ją ze sobą zabrali. Gdy się obudziłam byłam sama. Przez około trzy dni wędrowałam, ąz udało mi się dotrzeć tutaj.
-Zapewne będziesz chciała uratować przyjaciółkę?- zapytał Makarov po uważnym wysłuchaniu mojej opowieści.
-Oczywiście. Właściwie czuję się już o wiele lepiej, więc mogę wyruszyć nawet zaraz.
-I masz zamiar pójść tam sama?
-Tak. Nie chcę być dla was ciężarem, chociaż właściwie już nim jestem. Bardzo mi pomogliście i jestem wam ogromnie wdzięczna, dlatego nie chcę prosić was o kolejną pomoc.
-Idę z tobą. Naprawdę myślisz, że teraz gdy cię znalazłem puszczę cię samą do ludzi, którzy wcześniej tak cię skrzywdzili?- powiedział Gray stanowczo.
-Teraz wiem już, jaką magią władają i jaką siłą zbrojną dysponują. Poradzę sobie.
-Nie. Idziemy z tobą- tym razem to Erza włączyła się do rozmowy.
-Zgadzam się- powiedziała Lucy, przesyłając mi promienny uśmiech.
-Oczywiście, że tak! W końcu jesteśmy jesteśmy Fairy Tail! Nie zostawiamy ludzi w potrzebie! Co nie, Happy?- krzyknął Natsu.
-Więc jak będzie?- spytał mnie Gray, wstając i podając mi rękę. Przejechałam wzrokiem po wszystkich i podałam Grayowi dłoń.
-Jeszcze jedna sprawa- powiedział Makarov i wszyscy skierowali na niego swoje spojrzenie.- Nie chciałabyś dołączyć do naszej gildii razem z twoją przyjaciółką, oczywiście jak już ją uratujecie?
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami,  zdumiona taką propozycją.
-Ja..ja jestem beznadziejnym magiem. Nie wiem, czy chcecie mieć kogoś takiego w swojej gildii.
-Masz wolę walki, przyjaciele liczą się dla ciebie baqrdziej niż tym sama. Masz doświadczenie w walce. Poza tym, wyszkolimy cię na maga Fairy Tail.- powiedział Makarov.- Więc jaka jest twoja decyzja? Zostaniesz częścią naszej rodziny?
Spojrzałam na Graya, który uśmiechał się zachęcająco, tak samo jak pozostali. Zwróciłam wzrok spowrotem na mistrza.
-Chcę zostać magiem Fairy Tail- powiedziałam zdecydowanie. Makarov wyszczerzył zęby w ciepłym, przyjaznym usmiechu.
-Mirajane! Chodź tu do nas! Musisz zrobić znak Fairy Tail naszej nowej członkini!- krzyknął i Mira zjawiła się. Była to piękna, wysoka dziewczyna z błękitnymi oczami i długimi, lśniącymi włosami, których biały kolor mógł kojarzyc się zarówno z zimowym krajobrazem jak i wiosną oraz przebiśniegami, które były pierwszymi kwiatami, które kwitły o tej porze. Gdy spytała mnie, gdzie chcę mieć umieszczony znak gildii, odparłam, że na prawym nadgarstku. Tak, żebym mogła zawsze go widzieć. Po chwili widniał na nim granatowy znak Fairy Tail. Ciężko opisać, jak wyglądał. Przypominał trochę wróżkę ze skrzydłami i ogonem. W każdym razie, bardzo pasował do Fairy Tail.
Nagle poczułam jak Gray łapie mnie w talii i unosi w powietrze, aby zrobić mna obrót. Postawił mnie, objął ramieniem i powiedział:
-Witamy w Fairy Tail!
Uśmiechnęłam się szeroko. Do pełni szczęścia brakowało mi już tylko uratować Umeki.
-Dobra ludzie. Wyruszamy! Sandra, prowadź!- krzyknęła Erza patrząc na mnie z lekkim uśmiechem, jednak jej wzrok wyrażał gotowość do walki.
Skinęłam głową i wyszłam naprzód z Grayem u boku. Wyszliśmy z gildii i ruszyliśmy biegiem w stronę, z której rano przybyłam do Magnolii. Miałam wrażenie, że było to całe wieki temu.
-Swoją drogą, dobrze wyglądasz w moich ubraniach- powiedział Gray z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Teraz rozumiem, czemu była za duże- powiedział, śmiejąc się głośno.
Jeszcze rano, wchodząc do tej gildii byłam przerażoną, mocno zranioną dziewczyną, która posiadała jedynie jedną przyjaciółkę, ale była zbyt słaba, żeby chociaż ją ochronić.
Wyszłam z tej glidii silniejsza fizycznie i psychicznie, z bliską mi osoba u boku. Z wizją lepszej przyszłości.

Wyszłam z tej gildii jako mag z Fairy Tail.

To by było tyle na dzisiaj. A teraz jak zawsze parę informacji, mam nadzieję, że o niczym nie zapomnę xD
1.Ogólnie na blogu można obserwować moje konto w google, ale można też dołączyć do witryny mojego bloga. Nie wiem, jaka jest między tym różnica, także zachęcam do zrobienia obydwóch tych rzeczy xD
2.Wbijajcie na mój fanpage na facebooku!: https://www.facebook.com/pages/Historie-Kraju-%C5%9Aniegu/1157601947599217?ref=hl
3.I na snapchata: yuki_suzushi
4.W przyszłą sobotę powinien być rozdział Karnevalu, ale nie wiem, czy się z nim wyrobię, bo jestem na wyjeździe. Napewno poinformuję was wcześniej na facebooku, także zachęcam do zerkania ;)
5. Brania udziału w ankiecie z pytaniem, która Historia najbardziej przypadła wam do gustu ^^
To chyba tyle ode mnie. A, no i oczywiście macie tutaj art do 3 rozdziału, autorstwa Umeki. Jak wam się podoba? ^^ (tak, Ume dodała fanserwis xD) Znajdziecie go również w zakładce "Arty". Polecam też zaglądać co jakiś czas do zakładki bohatrerowie, ponieważ dochodzą tam nowe postacie, niedawno pojawiła się Umeki. Z kolei na facebooku dodajemy wipy artów do Historii jak i naszych rysunków ^^

/Yuki

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Druga nominacja do Liebster Blog Award

Ume: Witam wszystkie moje karczochy! Dzisiaj ja zaczęłam post, tak okazjonalnie, bo Umekuś taki wstydliwy i te sprawy. A więc dzisiaj drugi raz odpowiadamy na pytania do LBA. Jeśli chcecie się dowiedzieć co to, zapraszam do poprzedniego postu tego typu: http://historiekrajusniegu.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award.html
Nominowała nas Klaudia Lancaster, której dziękujemy za nominacje ;) No to teraz odpowiedzi:
1. Wolisz czytać na łonie natury czy w domu?
Yuki: W lato najbardziej lubię czytać na leżaku w ogródku, najlepiej w cieniu z zimnym piciem, a w chłodniejsze pory roku w łóżku albo na pufie z kocykiem i zapasem herbaty ^^
Ume: Wolę czytać w domu, w swoim Umekusiowym cichym i przyjemnym kąciku ;)
2. Ulubiony autor/autorka?
Yuki: Zdecydowanie J.K.Rowling- podziwiam ją za napisanie tak genialnej książki z tak zawiłą, a przy tym zabawną i wciągającą fabułą. Kocham też styl pisania Cassandry Clare- opisy uczuć bohaterów, wyglądów, otoczenia, oryginalne postacie bohaterów- coś pięknego. A jeśli chodzi o mangaków, to pan Takeshi Obata (m.in. Death Note, All you need is kill) pobija wszystkich. Chociaż kocham też kreskę Kazue Kato (Ao No Exorcist) oraz Karakarakemuri (Donten ni Warau). Ale jestem kompletnie zakochana w kresce i fabule Karnevalu, autorstwa pani Tonyi Mikanagi. Nie mogę też zapomnieć o kochanym Trollshimie <3 (mowa o panu Mashimie, autor m.in. Fairy Tail)
Ume: Jeśli chodzi o autora to Joe Abercrombie (autor m.in "Pół Króla") a autorki to Morgan Rice (autorka m.in "Przeznaczenie Bohaterów"), Agate Christie (tutaj chyba nie muszę nic więcej mówić) oraz Kendare Blake (autorka m.in "Anna we krwi") :) Lubię tych wszystkich autorów za naprawdę wiele rzeczy. Chociażby za to, że wszyscy ci autorzy tworzą postacie, z którymi błyskawicznie się zżywam, a dzięki ich genialnemu dla mnie sposobowi pisania czuję się jakbym przenosiła się do książki. Wszystkie postacie są inne, mają kompletnie inne charaktery dzięki czemu każdy znajdzie postać która znajdzie się najbliżej jego serca. Uwielbiam też fabułę tworzoną przez danego autora, która wciąga od początku do końca. O mangach się już nie rozpisuję, ponieważ większość tego co bym chciała powiedzieć, powiedziała już Yuki ;)
3. Owoce Vs Warzywa?
Yuki&Ume: Owoce
4. Lody waniliowe czy czekoladowe?
Yuki&Ume: Waniliowe
5. Film, czy książka?
Yuki&Ume: Zdecydowanie książka :)
6. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?
Yuki: Umekuś <3
Ume: Umekuś nie jest w stanie stwierdzić, bo Umekuś jest trochę zbyt... Umekusiowy żeby móc odpowiedzieć na takie pytanie. Ale jeśli już bym miała, to powiedziałabym, że najważniejsze jest dla mnie być szczerym ze sobą oraz z innymi. 
7. Jaki jest Twój ulubiony
Yuki&Ume: pytanie niedokończone, więc odpowiemy prosto- karczoch ;)
8. Ulubiony film?
Yuki: "Ostatni samuraj" oraz "Nowożeńcy" ^^
Ume: "Wilcze dzieci" oraz "300" ;)
9. Wolisz czytać książki kilkakrotnie czy za każdym razem nowe?
Yuki: To i to ^^
Ume: Zależy od książki. Rzadko zdarza mi się przeczytać coś dwa razy, książka musi mieć w sobie "to coś". Lubię zawsze czytać nowe opowieści, bo wiadomo, zawsze inne emocje towarzyszą przy czytaniu książki pierwszy raz, a ja uwielbiam to uczucie ;)
10.  Wolisz papierowe książki czy ebooki, a może audiobooki?
Yuki&Ume: Zdecydowanie papierowe. 
Yuki: Tak więc to koniec, mogliście się czegoś o nas dowiedzieć ^^ Ogólnie na początku zlamiłyśmy, bo zaczęłyśmy na złe pytania odpowiadać, o czym skapnęłyśmy się przy 6 pytaniu  xD W każdym razie, nominujemy:
1.Oczywiście Inferno z http://niesmowite-zycie.blogspot.com/
2.Joanna Bakun z http://huabecx.blogspot.com/
3.CoCo Vastille z http://opowiadania-fairy-tail-nalu.blogspot.com/
Nominacje są 3, a to pytanie dla was ^^:
1.Najgorszą książka jakie kiedykolwiek trafiła do twoich rąk?
2.Ulubione miejsce na wyjazdy?
3.Ulubiony smak lodów?
4.Twoje hobby oprócz blogowania?
5.Gdybyś mógł przenieść się do świata dowolnego filmu/książki, to do jakiego/jakiej?
6.Czy masz pupila, jak tak to jakiego?
7.Czy miałaś w życiu taki moment, który na zawsze utkwi ci w pamięci?

To tyle od nas na dzisiaj ^^ Przypominam o fanpage'u na facebooku: https://www.facebook.com/pages/Historie-Kraju-%C5%9Aniegu/1157601947599217?ref=hl

Dziękuję za każdą aktywność pod postami ^^

/Yuki&Ume


sobota, 8 sierpnia 2015

Historia Kuroko no Basket- rozdział 2

Witam wszystkich! ^^
Wróciłam już z Karpacza i mogę dodawać rozdziały o ich stałych porach- czyli w soboty i 17:00. Także dzisiaj mamy drugi rozdział Kuroko no Basket. Rozdział jest dłuższy i według mnie ciekawszy. Także zapraszam do czytania, więcej mojego nudnego gadania na końcu xD

Rozdział 2
https://www.youtube.com/watch?v=fgmpWkUcpjo 
Death surrounds,
my heartbeat slowing down.
I won’t take this world’s abuse,
I won’t give up,
I refuse!
This is how it feels,
when you’re bent and broken.
This is how it feels
when your dignity is stolen.
When everything you love is leaving...
Powoli rozchyliłam powieki gdy usłyszałam dźwięk budzika. Ciężko było mnie obudzić, więc miałam ustawioną głośną, rockową piosenkę mojego ulubionego zespołu Skillet. Wyłączyłam ją, wstałam z łóżka i przeciągnęłam się. Miałam czterdzieści minut na wyszykowanie się do szkoły, więc poszłam zjeść szybkie śniadanie, umyć zęby i rozczesać swoje czarno-białe włosy. Nie, nie jest to mój naturalny kolor. Biała strona, czyli lewa, jest pofarbowana. Takie ubarwienie włosów wyróżniało mnie z tłumu, ale mimo to bardzo je lubię.
Ubrałam się w swój nowy mundurek, składający się z czarnych zakolanówek, spódniczki i swetra w tym samym kolorze oraz białej koszuli i czerwonej, cienkiej wstążki, którą zawiązywało się pod kołnierzem. Było ciepło, więc włosy związałam w kucyk, parę pasm włosów luźno opadało po bokach mojej twarzy. Wzięłam z łóżka moją sportową torbę, do której zapakowałam zeszyty i książki potrzebne na dzisiejsze zajęcia, drugie śniadanie oraz strój do ćwiczeń na treningu, pożegnałam się z mamą i wyszłam z domu. Mogłam pojechać autobusem, ale postanowiłam pójść piechotą.
Po drodze zauważyłam, że nie tylko ja postanowiłam skorzystać z tej pięknej pogody i się przejść. Mijałam wiele dziewczyn w takich mundurkach jak mój oraz chłopaków w czarnych gakuranach, czyli męskich mundurkach Shutoku, składających się z góry zapinanej na guziki ze stojącym kołnierzem oraz prostych spodni.
Gdy dotarłam do szkoły poszłam od razu zmienić buty i ruszyłam do sali w której miała odbyć się moja pierwsza lekcja, czyli język japoński. Byłam jedną z pierwszych osób, więc miałam większy wybór, gdzie chciałabym usiąść. Wybrałam ławkę stojącą w rzędzie pod samym oknem. Usiadłam i zaczęłam ukradkiem przyglądać się innym osobom. Co chwilę ktoś wchodził  do sali, machał do kogoś znajomego i zaczynał ożywioną rozmowę z nim. Wszędzie siedziały jakieś grupki, które śmiały się i opowiadały sobie, jak spędziły wakacje. Niektórzy też na początku byli sami, ale po chwili podchodzili do kogoś i się zaprzyjaźniali. Ja jednak postanowiłam na razie tego nie robić. Od połowy gimnazjum byłam odizolowana od reszty klasy i teraz ciężko mi było znowu zacząć się z kimś kolegować.
Po paru minutach sala wypełniła się uczniami, a zaraz potem przyszedł nauczyciel i nasz wychowawca, pan Etsuya Amori. Był raczej starszym człowiekiem, ale wyglądał na miłego ze swoim przyjaznym wzrokiem ukrytym za grubymi szkłami okularów. W klasie nastąpiła cisza, a on zaczął mówić.
-Dzień dobry. Nazywam się Etsuya Amori i od dzisiaj będę waszym wychowawcą. Więc, zacznę może od sprawdzenia obecności.
Okazało się, że nikt nie postanowił zrobić sobie pierwszego dnia wolnego. Mówiąc szczerze trochę mnie to zdziwiło. Myślałam, że znajdzie się choć jedna taka osoba, która jeszcze nie pogodziła się z powrotem do nauki.
-Cudownie, wszyscy są! No to co, może przejdziemy do wybrania dwóch gospodarzy klasowych?
Wybranie ich szybko poszło, ponieważ nie było innych chętnych oprócz chłopaka i dziewczyny, po których zachowaniu wnioskowałam, że są parą. Mówiąc szczerze, nie wyglądali zbyt przyjaźnie. Oboje zlustrowali wzrokiem całą klasę gdy stanęli przy tablicy koło pana Amori, by wypisać swoje nazwiska. Gdy wzrok dziewczyny począł na mnie, ja również spojrzałam na nią. Utrzymałyśmy chwilę kontakt wzrokowy, po czym z kpiącym uśmieszkiem odwróciła głowę. Musiałam jej przyznać, że mimo niezbyt przyjaznego wyglądu była naprawdę piękna. Jej błękitne jak niebo oczy idealnie kontrastowały z długimi do pasa, blond włosami, które w słońce wydawały się wręcz złote. Jedyne co mi w niej nie pasowało, to zbyt duża ilość makijażu. Przez to cały niesamowity efekt psuł się, bo widziało się tylko te długie, potuszowane rzęsy, kreski na oczach i zbyt dużą warstwę różowego błyszczyku. Oderwałam od niej wzrok i spojrzałam na tablicę, na której widniało jej nazwisko- Jinko Yamazaru. Niejaka Jinko wracała właśnie na swoje miejsce. Gdy wyczuła na sobie mój wzrok, posłała mi jeszcze jedno złowrogie spojrzenie i z gracją usiadła na miejsce.
-Dobrze dzieci. To może opowiem wam trochę o szkole? Sala w której właśnie się znajdujecie przeznaczona jest do nauki języka japońskiego i angielskiego. Nasza szkoła posiada cztery skrzydła, po jednym dla każdej grupy wiekowej, oraz jedno wspólne, na którym znajdują się między innymi stołówka, sala gimnastyczna czy pokój nauczycielski. Liceum Shutoku jest dość spore i zawsze na początku roku znajdzie się całkiem pokaźna liczba uczniów, która się tu gubi. Gdybyście również mieli taki problem, nie wahajcie się poprosić któregoś z nauczycieli bądź starszoklasistów o pomoc. Co jeszcze...w naszej szkole stawiamy na rozwijanie waszych talentów, dlatego mamy wiele kół zainteresowań, do których nadal możecie się zapisać, jeśli nie zrobiliście tego pierwszego dnia. Shutoku często organizuje wiele konkursów i w wielu konkursach uczestniczy, dlatego posiadamy dość pokaźnych rozmiarów scenę, która znajduje się w skrzydle wspólnym...
W tym momencie zadzwonił dzwonek, obwieszczający, że pięćdziesiąt minut lekcji się skończyło i możemy skorzystać z pięciominutowej przerwy. Sprawdziłam na planie w jakiej sali odbywają się moje następne zajęcia i wyruszyłam na jej poszukiwania.
Reszta zajęć minęła podobnie. Nauczyciele przedstawiali nam się, starali zapamiętać chociaż parę nazwisk w naszej klasie, opowiadali, jak wyglądają ich lekcje i system oceniania i na tym się kończyło. W końcu nadszedł czas mojego pierwszego treningu koszykówki. Poszłam do szatni dziewcząt, żeby przebrać się w strój do ćwiczeń, a ta, ku mojemu zdziwieniu, okazała się kompletnie pusta, co oznaczało, że byłam jedyną przedstawicielką płci żeńskiej, która postanowiła dołączyć do tego klubu.
Po ubraniu się w czarne buty sportowe, granatowe spodnie do kolan i czerwoną bluzkę z krótkim rękawkiem udałam się na salę gimnastyczną. Gdy tylko tam weszłam, poczułam na sobie spojrzenia- zdziwione, kpiące. Niektórzy nawet się zaśmiali. Zignorowałam to i stanęłam razem z innymi pierwszakami w szeregu, czekając na trenera, kapitana i starszych uczniów.
Gdy tylko przyszli przedstawili nam się i od razu poinformowali nas, że dużo od nas oczekują, ponieważ są jedną z trzech najlepszych szkół w tej dziedzinie sportu, czyli innymi słowy należą do tak zwanych Trzech Królów Tokio. Następnie podzielili nas na grupy, chcąc sprawdzić nasze umiejętności i przydzielić nas do odpowiednich składów. Dali nam również pomarańczowe koszulki koszykarskie z numerami (ja dostałam numer dwadzieścia jeden).Podeszłam do pozostałych czterech osób z mojej grupy. Wyczuwałam na sobie ich pogardliwe spojrzenia. Jeden z chłopaków podszedł do mnie i powiedział:
-Hej, ty serio chcesz grać w koszykówkę?
Spojrzałam na niego. Był oczywiście wyższy ode mnie (właściwie, każdy był wyższy przy moich stu sześćdziesięciu centymetrach wzrostu), ale dość niski jak na koszykarza.
-Tak, czemu nie?- odpowiedziałam lekko zirytowana.
-No wiesz, jesteś dziewczyną. No i jesteś niska i raczej szczupła.
Doprawdy, czy ci ludzie słyszeli kiedyś o czymś takim jak nieocenianie innych po wyglądzie? Stwierdziłam, że raczej go nie polubię.
-Wydaje mi się, że to w niczym nie przeszkadza. Poza tym, nie widziałeś jeszcze mojej gry.
-Masz rację, przepraszam. Zobaczymy, na co cię stać.- po tych słowach wyciągnął prawą rękę w moją stronę- Kazunari Takao.
-Yuki Suzushi- odpowiedziałam, ściskając jego dłoń.
-Zapraszam grupę numer jeden i dwa na boisko!- krzyknął trener, więc jako członek grupy numer jeden poszłam się ustawić.
Stanęliśmy na środku boiska w dwóch rzędach i życzyliśmy sobie powodzenia. Rozbiegliśmy się po boisku, a dwaj chłopacy z każdej grupy zostali na środku czekając, aż trener wyrzuci piłkę. Gra miała trwać dwadzieścia minut, czyli dwie kwarty po dziesięć minut. Doprawdy, w tak krótkim czasie chcieli sprawdzić nasze umiejętności?
Gra się rozpoczęła, piłka została rzucona, a nasza grupa ją zdobyła. Po chwili chłopak z którym wcześniej rozmawiałam, Takao, przechwycił ją i z szerokim uśmiechem zaczął z nią biec, kozłując. Następnie nie odwracając się rzucił ją do tyłu, a ta idealnie wpadła w ręce wysokiego, zielonowłosego chłopaka. Zdziwiłam się. Dlaczego rzucił akurat do niego? Przecież znajdował się prawie na połowie boiska, no i miał podwójne krycie. Jednak ten się tym kompletnie nie przejął, podskoczył i rzucił za trzy. Piłka poleciała niespotykanie wysoko, po czym po dłuższej chwili wpadła do kosza, nawet nie dotykając obręczy.
Wszyscy zaniemówili. Trener patrzał z podziwem, a kapitan uśmiechał się, najwidoczniej mając już co do niego spore plany. Trzeba było przyznać, ten rzut wyglądał niesamowicie i w tym momencie uświadomiłam sobie, że znam tego chłopaka. Był to Shintarou Midorima, były członek drużyny koszykarskiej gimnazjum Teiko. Należał również do grupy ludzi nazywanej Pokoleniem Cudów.
Każdy w Japonii, kto kiedykolwiek interesował się koszykówką o nich słyszał. Młodzi ludzie z niezwykłymi talentami do koszykówki, zebrani w jednym miejscu, jednej drużynie. W zeszłym roku rozpadli się, ponieważ każdy poszedł do innego liceum. Shintarou Midorima, który właśnie stał przede mną znany był ze swoich niesamowitych rzutów za trzy punkty. Podobno nigdy nie zdarzyło mu się nie trafić. Doprawdy, to jest w ogóle człowiek?
Minęło pierwsze dziesięć minut naszego meczu. Piłka może parę razy trafiła do moich rąk i może raz rzuciłam do kosza z dwutaktu. Musiałam się dużo bardziej postarać.
Dali nam dwuminutową przerwę po czym gra została wznowiona. Na chwilę obecną najbardziej wyróżniał się Midorima oraz Takao, który jak się okazało, posiadał tak zwane sokole oko, dzięki któremu miał bardzo szerokie pole widzenia na boisku. Był też szybki i zwinny, bardzo dobrze poruszał się po boisku. Postanowiłam, że teraz ja też muszę się wysilić. Gdy przeciwna drużyna zdobyła punkty trafiając do naszego kosza, Takao podbiegł po piłkę. Spojrzał na mnie i z uśmiechem podał mi ją.
-Teraz twoja kolej!
Złapałam ją, uśmiechnęłam się i zaczęłam spoglądać na pozostałych graczy. Najwidoczniej przeciwnicy uznali, że jestem łatwym celem i teraz mają szansę na kolejne punkty. Zabawne. Dwóch potężnych chłopaków zaczęło się do mnie przybliżać, chcąc odebrać mi piłkę. Zaczęłam biec i z łatwością ich minęłam. Wszyscy byli tak zdezorientowani, że nawet nie zauważyli gdy znalazłam się pod koszem i zrobiłam wsad za dwa punkty.
Tak, umiałam robić wsady, mimo, że przy moim wzroście jest to teoretycznie niemożliwe. Ja jednak miałam w przeszłości dobrego nauczyciela. Co prawda nieczęsto udawało mi się je wykonać, ale były chwile, gdy dawałam sobie radę. Takie jak teraz.
Chciało mi się śmiać gdy odwróciłam się do pozostałych. Takao śmiał się głośno, a cała reszta była kompletnie zaskoczona, jakby nie do końca rozumieli, co się przed chwilą stało, ale to dobrze. Może teraz zaczną brać mnie na poważnie. Trener zapisywał coś w swoim notatniku, a kapitan coś do niego mówił. Może już zaczynali wybierać, kto przejdzie do głównego składu?
Pozostała część gry wyglądała podobnie. Mimo, że zaczęli zwracać na mnie więcej uwagi, to udawało mi się ich przechytrzyć. Pod koniec nasza grupa miała równo dwadzieścia punktów więcej niż przeciwna. Usiedliśmy zasapani na ławkach, a tymczasem grupy numer trzy i cztery rozgrywały swój mecz.
-Przepraszam, Suzushi. Jesteś naprawdę dobra.- Takao przysiadł się do mnie i podał mi butelkę wody.
-Proszę, mów mi Yuki. Też jesteś całkiem niezły.- odpowiedziałam, po czym zbliżyłam butelkę do ust i wypiłam połowę jej zawartości.
-Dzięki. O, Shin-chan, poznaj Yuki- powiedział Takao do Shintarou, który właśnie do nas podszedł.
-Kto ci pozwolił tak mnie nazywać?- odpowiedział zirytowany, całkowicie ignorując fakt, że właśnie zostałam mu przedstawiona. Nie wyglądał na miłego. Jego też raczej nie polubię.
-A nie mogę? Przecież to uroczo brzmi.- powiedział Takao.
-Chyba tylko dla ciebie.
Czyli plotki prawdopodobnie były prawdą. Shintarou uznawany był za gracza o dziwnym, można powiedzieć trudnym charakterze. W niewielkim stopniu mogłam to zauważyć podczas dzisiejszej gry. Cały czas skupiał się na rzutach i obronie, ale ani razu do nikogo nie podał. Poza tym, wszędzie chodził z małą maskotką królikiem, a gdy nie grał, palce u lewej ręki miał obwiązane bandażem. Ciężko było go zrozumieć.
-Mogę spytać, po co ci ta maskotka?- spytałam go, gdy już miał sobie pójść.
-To mój dzisiejszy szczęśliwy przedmiot, według horoskopu Oha-Asa- odpowiedział, po czym odwrócił się i odszedł.
-Nie ogarniam gościa- stwierdziłam, zaskoczona taką odpowiedzią.
Drugi mecz skończył się wygraną grupy czwartej, chociaż różnica w punktach była nieduża. Dali im chwilę odpocząć, a potem kazali ustawić nam się w rzędzie na środku boiska. Powiedzieli, że podzielą nas na trzy składy. Pierwszy-główny, drugi-rezerwowy i trzeci- jego członkowie nie uczestniczą w meczach na zawodach, ale chodzą na treningi i mecze towarzyskie, oraz starają się o dostanie do lepszego składu. W każdym razie, każdy liczył, że się tam nie znajdzie.
-Dobra, teraz będę czytał trzeci skład!- krzyknął kapitan i po kolei czytał nazwiska i numery na koszulkach.
-Fumi, numer 4!- jeden z chłopaków stanął koło kapitana, jako pierwszy członek trzeciego składu. Nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu.
-Yato, numer 11! Ten, numer 20!- były to ostatnie osoby z trzeciego składu. Kapitan poinformował ich, że mogą już iść do domu, więc wyszli z sali, wszyscy z zawiedzionymi wyrazami twarzy. Nie zostało nas zbyt dużo, może koło piętnastu osób.
Nadal zostałam w sali, czyli na pewno mam zapewnione miejsce chociażby w rezerwie. Byłam z tego powodu naprawdę szczęśliwa.
-Teraz przeczytam główny skład. Cała reszta, której nie wyczytam należy do składu drugiego!- powiedział trener, a kapitan oraz drugoklasiści ustawili się z nami w rzędzie.
-Taisuke Otsubo, kapitan, numer cztery, pozycja-środkowy!
-Kiyoshi Miyaji, numer osiem, pozycja-silny skrzydłowy!- był to kolejny drugoklasista, stanął obok kapitana i trenera.
 -Shintarou Midorima, numer sześć, pozycja-rzucający obrońca!- to było do przewidzenia, w końcu należał do Pokolenia Cudów.
-Kazunari Takao, numer dziesięć, pozycja- rozgrywający!
Takao z okrzykiem triumfu dołączył do głównego składu. Zostało jeszcze jedno miejsce. Wszyscy z napięciem czekaliśmy aż trener odezwie się, aż w końcu to zrobił:
-Yuki Suzushi, numer pięć, pozycja-niski skrzydłowy!
Zaczęłam się śmiać, gdy zobaczyłam miny co poniektórych osób. Wyglądali na kompletnie zszokowanych tą informacją. Co prawda, ja również byłam. Shintarou Midorima wyglądał na zszokowanego, i jakby wkurzonego faktem, iż ja dostałam się do głównego składu.
Wystąpiłam z rzędu i dołączyłam do reszty, a tam przekazali mi dwa stroje koszykarskie-pomarańczowy i biały-z numerem pięć.
-Gratuluję wam. Liczę na to, że ten skład okaże się silny i wygramy jak najwięcej meczów. Spotykamy się jutro, o tej samej godzinie. Dziękuję, możecie odejść.
Po tych słowach trenera stałam jeszcze chwilę w miejscu, bo nie do końca wierzyłam w szczęście jakie mi tego dnia sprzyjało. Nagle poczułam na sobie czyjś ciężar. Odwróciłam się w prawą stronę i zobaczyłam przed sobą szare oczy Takao, który właśnie zarzucił mi rękę na ramię i śmiał się głośno.
-Gratuluję, Yuki! Nie dość, że jedyna dziewczyna, to jeszcze od razu dostała się do głównego składu.
-Zobaczymy na jak długo.
Spiorunowałam Midorimę wzrokiem. Irytowało mnie to, jak się do mnie odzywał, jak patrzał na mnie z góry.
-Wybacz, przeszkadzam ci w jakiś sposób?- odpowiedziałam, równie zirytowanym głosem.
-Owszem. Nie zdziwię się, jeśli przegramy mecz z kimś takim u boku.- odparł po czym zaczął iść w kierunku wyjścia z sali. Odsunęłam się od Takao i przeszłam przed Midorimę, potrącając go po drodze, mimo, że sięgałam mu ledwie do klatki piersiowej.
-Jeszcze zobaczymy, dupku.- odparłam i poszłam do szatni. Stwierdziłam, że ktoś taki jak on nie może zepsuć mi tego dnia. Weszłam do szatni dla dziewcząt i usiadłam na ławce. Wyjęłam z torby czarny, skórzany notatnik i długopis. Zaczęłam pisać:
2 kwietnia, 2014 rok.
Shin, dzisiaj dostałam się do głównego składu w mojej drużynie koszykarskiej. Tak bardzo się cieszę! Poznałam również Takao. Na początku nie wydawał się zbyt sympatyczny, ale gdy spędziłam z nim trochę czasu okazał się być miły. Jest również Midorima, który najwyraźniej mnie nie znosi i z wzajemnością. Mimo, iż zamienił ze mną zaledwie parę zdań. Doprawdy, wkurzający typ. W każdym razie-dałam radę!
Negatywne emocje: brak.

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Piszcie komentarze, bo to naprawdę pomaga ^^ W imieniu Ume pragnę też wspomnieć, że w zakładce "Bohaterowie" powinna niedługo pojawić się kolejna postać. Przypominam również o moim fanpage'u na facebooku, zachęcam do zaglądania ^^ https://www.facebook.com/pages/Historie-Kraju-%C5%9Aniegu/1157601947599217?ref=hl
Pragnę również pozdrowić dzisiaj Inferno oraz Kiki Kaka, które są najbardziej aktywnymi osobami na blogu, a ich komenatrze bardzo dodają motywacji <3

To tyle na dzisiaj, za tydzień widzimy się z trzecim rozdziałem Fairy Tail. Zachęcam do czytania, w tym rozdziale nareszcie pojawiają się postacie z tego anime ^^ W tym tygodniu wpadnę również z dwoma innymi postami, będą to dwie nominacje do TAG-ów (zapewne źle napisałam xD) To chyba tyle ode mnie...mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam wspomnieć (dzięki, jeśli ktoś czyta to, o czym tutaj mówię xD)
Racja, jeszcze jedno pytanie! Odpowiada wam taka wielkość czcionki do opowiadań? Cały czas mam wrażenie, że jest taka ogromna, także proszę, napiszcie czy wam pasuje ^^

/Yuki 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Historia Karneval- rozdział 2

Witam, minął tydzień i przychodzę do Was z drugim rozdziałem Karnevalu ^^ Jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z pierwszym rozdziałem, to zachęcam do czytania :) Pragnę też wspomnieć, iż niedawno założyłam fanpage na facebooku, zapraszam: https://www.facebook.com/pages/Historie-Kraju-%C5%9Aniegu/1157601947599217

A teraz, rozdział drugi, zapraszam do czytania ^^ 

Rozdział 2
-Yuki? YUUKII!! Słyszysz mnie? Yuki!
Yuki otworzyła oczy. Zobaczyła nad sobą Yogiego, który krzyczał, a w jego spojrzeniu czaiła się troska i współczucie. Leżała na granatowej sofie w tym samym miejscu, w którym zemdlała. Przypomniała sobie wszystko o czym mówił Hirato. Nadal czuła ten okropny ból w głowie. Wzięła głęboki wdech i powoli usiadła. Czuła na sobie współczujące spojrzenia reszty osób znajdujących się w pomieszczeniu, czuła się przez to trochę skrępowana.
-Dobrze się czujesz? Przypomniałaś sobie wszystko?- spytał Hirato.
-Czuję się, jakby czaszka miała mi pęknąć i nie, nie wszystko pamiętam. Wiem już w jaki sposób zmarli moi rodzice, ale nie mam pojęcia, co stało się po...zamordowaniu ich- z jakiegoś powodu Yuki ciężko było powiedzieć to słowo.- nie pamiętam też nic z wczesnego dzieciństwa. Mam jakieś przebłyski wspomnień, jednak nic wyraźnego.
- Będziemy się starali wydobyć z ciebie wspomnienia. A co do bólu, przez jakiś czas może się utrzymać. Tsukumo, podaj jej szklankę z wodą.
-Dzięki. Proszę, nie rozmawiajmy o tym przez chwilę.-Yuki mruknęła pod nosem, gdy Tsukumo podała jej naczynie.
-Widzę, że nie tylko ja mam..nieciekawą przeszłość- odezwał się czarnowłosy chłopak-Gareki- powiedział, wyciągając prawą rękę w jej stronę.
Uścisnęła mu dłoń. Zauważyła, że jest równie koścista i chuda jak jej, choć uścisk miał dość mocny.
-Odniosłam wrażenie, że patrzysz na mnie, jakbyś mnie rozpoznawał. Znamy się?- spytała go. Od początku wydawało jej się, że już wcześniej gdzieś się spotkali. Jednak mimo starań, nie mogła sobie nic przypomnieć, żadnej sytuacji czy miejsca, w którym mogliby się spotkać.
-No wiesz co? Człowiek ratuje ci życie, a ty nawet go nie pamiętasz?
Dopiero teraz zwróciła uwagę na gogle, które miał na głowie i przypomniała sobie.
-W tamtym domu…to byłeś ty! Nie poznałam cię z początku, bo miałeś wtedy kaptur na głowie, a gogle na oczach.
-Ciebie nietrudno rozpoznać. Rzadko spotyka się ludzi z takimi niespotykanymi włosami.
To była prawda. Lewa strona włosów Yuki była biała, prawa natomiast- czarna. Nigdy nie dowiedziała się, czym jest to spowodowane, ale podobały jej się takie. Pasowały do jej fiołkowego koloru oczu.
-Szukałam cię od tamtej pory, bo chciałam ci podziękować. Tak więc, dziękuję bardzo. Jakbym mogła się kiedyś odwdzięczyć...
-Pomyślę nad tym- Gareki uśmiechnął się lekko.
Yogi wyglądał na mocno zdezorientowanego, ponieważ wodził wzrokiem od Garekiego do Yuki i starał się cokolwiek zrozumieć.
-To wy się znacie?- zapytał. 
-Można tak powiedzieć. Gareki uratował mi kiedyś życie...
-A wiesz, że mi też?- odezwał się entuzjastycznie chłopiec siedzący obok Garekiego.
-Naprawdę? Więc Gareki to bardzo bohaterski człowiek.-zaśmiała się- A ty jak się nazywasz?
-Jestem Nai.
Mógł mieć koło dziesięciu lat. Miał białe, krótkie włosy, a z lewej i prawej strony, odstawało mu parę kosmyków włosów, które były koloru jasno fioletowego. Duże, wyraziste oczy koloru czerwonego przyjaźnie patrzyły na Yuki. Ubrany był w zwyczajną białą bluzę oraz niebieskie spodenki do kolan.
-Miło mi- powiedziała Yuki z uśmiechem, podając mu dłoń.-A teraz- rzekła, wstając i zwracając się do Hirato- co teraz będzie? Czy to, że moi rodzice byli w Cyrku coś zmienia?
-To zmienia wszystko.-odparł Hirato, śmiejąc się.
-Mógłbyś, proszę, jaśniej?
-No więc, na początku cię sprawdzimy. Zbadamy twoją siłę i umiejętności. Sądzę jednak, że nie powinno być z tym problemu, patrząc na to, jak silnych miałaś rodziców. Więc, jeśli stwierdzimy, że się nadajesz, pójdziesz do szkoły i jeśli zdasz, dołączysz do Cyrku. Jeśli jednak coś po drodze pójdzie nie tak, postaramy się znaleźć dla ciebie jakieś mieszkanie i pracę.
-Ty mówisz poważnie?! Ale...dlaczego?- Yuki stała z szeroko otwartymi oczami, niedowierzając słowom Hirato. Dlaczego człowiek, którego dopiero co poznała, miał zrobić dla niej tak wiele? Dla niej, która przez ostatnie lata nie miała nikogo, na kim mogłaby polegać. Kto mógłby jej pomóc.
-Sądzę, że jestem to winny Misaki i Hachiro. Jako ich dobry przyjaciel oraz w imię pozostałych członków Cyrku, którzy się z nimi przyjaźnili.
-Jeeej, Yu-chan! Będziemy mogli razem pracować!- Yogi rzucił się Yuki na szyję.
-Yu-chan?
-Nie podoba ci się?-spytał Yogi, robiąc smutną, aczkolwiek rozczulającą minkę.
-Skąd, brzmi uroczo.- Yuki zaśmiała się i krótko odwzajemniła uścisk.
***
Po skończonej rozmowie Yogi postanowił, że zaprowadzi Yuki do jej nowego pokoju. Gareki i Nai zabrali się razem z nimi. Po drodze Yogi opowiadał wszystko o statku, pokazywał ważniejsze pomieszczenia, przedstawiał napotkanych ludzi. Poszedł też do kuchni, aby wziąć stamtąd trochę jedzenia dla Yuki. Po kilku minutach dotarli pod pokój Yuki. Gdy otworzyła drzwi, jej oczom ukazało się małe, ale przytulne pomieszczenie. Ściany pomalowane były na kolor szary, a podłoga wyłożona była ciemnym drewnem, pośrodku leżał nieduży, jasny dywan z bardzo miękkim włosiem. Przy jednej ze ścian stało niczym się nie wyróżniające, dwuosobowe łóżko. Leżała już na nim złożona w kostkę pościel, błękitna w czerwone i różowe róże. Oprócz tego znajdowało się tam biurko, sporej wielkości półka, na której stało parę książek, fotel, wyglądający na kosztowny i wygodny oraz szafa.
-Nie jest to może nic nadzwyczajnego, ale powinno być ci w nim wygodnie- powiedział Yogi gdy weszli do środka. Yuki rzuciła się na łóżko po czym usiadła i z zachwytem zaczęła rozglądać się po pokoju.
-Jest świetny. Naprawdę! To i tak więcej, niżbym sobie życzyła po tylu latach mieszkania w lesie- zaśmiała się.
-Dobrze, w takim razie teraz żądam wyjaśnień! Skąd znacie się z Garekim i jak to się stało, że uratował ci życie.- powiedział Yogi i usiadł obok niej razem z Naiem, a Gareki zajął miejsce w fotelu.
-No więc...jestem osobą raczej niezdarną i pechową. Zwyczajnie znalazłam się w złym miejscu o złym czasie. Rzadko chodziłam do miasta, ale tamtego dnia postanowiłam tam się wybrać. Pech chciał, że trafiłam na jakąś sporą bijatykę i zostałam wzięta jako zakładnik. Jacyś bandyci chcieli obrabować dom głowy miasta, więc wzięli paru zwykłych przechodni i zagrozili, że jeśli nie dostaną tego, czego chcą, zabiją ich. Z początku myślałam, że to tylko nic nie znaczące groźby, jednak gdy na moich oczach zabili jednego z zakładników, zrozumiałam, że to nie zabawa. Że naprawdę mogą mnie zabić. W tym momencie, ni stąd ni zowąd rozległ się ogłuszający wybuch. Całe pomieszczenie wypełniło się dymem i wtedy wpadł tam Gareki. Nie mam pojęcia co stało się później, ponieważ wykorzystałam okazję i uciekłam. Mogę się spytać, co tam robiłeś?- skierowała pytanie do Garekiego.
-Niektórzy określają to mianem "złodzieja", ale uważam to za złe określenie. Ja po prostu próbuję jakoś przeżyć na tym niegodziwym świecie. Ja również znalazłem się w złym miejscu o złym czasie. Nie planowałem nikogo ratować. Miałem tylko pożyczyć parę rzeczy, żeby przez najbliższe parę tygodni mieć za co przeżyć, to wszystko. Niemniej jednak, całkiem fajnie jest mieć świadomość, że nieświadomie uratowało się komuś życie.
-Tak jak myślałam. Mimo to, dziękuję ci za tamto. Chociaż nie zrobiłeś tego świadomie, to jednak żyję dzięki tobie.
W tym momencie do pokoju wszedł Hirato, niosąc w rękach paręnaście dokumentów.
-Doktor Akari w tym momencie znajduje się u nas. Yuki, masz niezwłocznie się do niego udać.
-O nie! Tylko nie to!- Yogi wyglądał na przerażonego myślą o wspomnianym doktorze.
-Coś nie tak, Yogi?- spytała Yuki, teraz sama lekko przestraszona.
-Można powiedzieć, że Yogi ma...nieprzyjemne wspomnienia z doktorem Akarim.- odpowiedział zamiast Yogiego Hirato.
-Mam się bać?- spytała mocno zaniepokojona Yuki.
-Tak!- krzyknął Yogi.
-Nie!- w tym samym momencie odezwał się Hirato.- Naprawdę, nie masz się czego obawiać. Jak sama mówisz, mieszkałaś w lesie. Na pewno nie miałaś dostępu do żadnych lekarstw ani pomocy lekarza. Dlatego właśnie zrobimy ci parę badań, żeby sprawdzić, czy na nic nie chorujesz i czy jesteś w pełni sprawna.
Tak więc wyszli z pokoju Yuki i skierowali się do pomieszczenia, w którym wcześniej Yogi wraz z lekarzem ją opatrywali. Teraz znajdowało się tam dużo więcej sprzętów oraz inny doktor. Był raczej młody i przystojny, różowe włosy miał zaczesane do tyłu. Gdy tylko weszli poprosił Yuki do siebie i posadził na fotelu, a resztę wyprosił na zewnątrz (Yogi upierał się żeby zostać, najwidoczniej bojąc się o jej bezpieczeństwo). Wykonał jej wszystkie podstawowe badania, osłuchał ją, pobrał krew, a gdy Yuki poinformowała go o tym, że kiedyś miała złamaną kostkę zrobił jej prześwietlenie. Na całe szczęście wszystko było w porządku, o dziwo kostka dobrze się zrosła. Doktor założył jej kartę zdrowia i uzupełnił wszystkie dane. Poza tym zalecił przez jakiś czas specjalną dietę, treningi, branie witamin oraz podwyższenie jej niskiego poziomu żelaza w organizmie. Gdy Yuki wyszła z gabinetu, Yogi od razu do niej podszedł, złapał za ramiona i zaczął nią obracać, oglądając ze wszystkich stron.
-Żyjesz, nic ci nie jest?!
-Yogi, spokojnie, doktor Akari był bardzo miły i nie zrobił mi nic ani trochę groźnego.- odpowiedziała Yuki uśmiechając się, aby dodać wiarygodności wypowiadanym słowom.
Yogi wyraźnie odetchnął z ulgą, a Gareki ponownie przewrócił oczami.
-Dobrze, wydaję mi się, że Yuki ma dość wrażeń jak na jeden dzień. Najlepiej jej zrobi jak damy jej spokój i pójdzie spać. Trafisz sama do pokoju?
-Tak. Dziękuję bardzo za dzisiejszy dzień.- odpowiedziała i ruszyła korytarzem do swojego pokoju.
Chwilę jej zajęło, zanim dotarła, gdyż parę razy źle skręciła i musiała szukać drogi. Jednak w końcu znalazła swój pokój i gdy tylko weszła do środka padła zmęczona na łóżko. Zauważyła, że ktoś je pościelił. Myślała nad tym, czy to wszystko co jej się tego dnia przydarzyło nie było zwykłym snem, gdy nagle straciła świadomość i odpłynęła w krainę snów.
Mam nadzieję, że spodobał wam się dzisiejszy rozdział :) Zapraszam do obserwowania i komentowania, oraz odwiedzania mojego fanpage ^^ Za tydzień widzimy się o stałej porze, czyli w sobotę o 17:00 z drugim rozdziałem Historii Kuroko no Basket ^^ Wybaczcie mi za ostatni brak aktywności, ale jestem aktualnie na wyjeździe, tak samo jak Umeki :)

/Yuki