Jak zawsze zapraszam do czytania rozdziału, a reszta mojej paplaniny po rozdziale. Mam nadzieję, że się spodoba :)
Rozdział 3 (z perspektywy Sandry)
Minęła doba, odkąd obudziłam się
obok lasu i wyruszyłam w drogę. Zraniona noga utrudniała poruszanie się, z
każdym gwałtowniejszym ruchem poszczególne rany otwierały się i ponownie
krwawiły. Gdy nadeszła noc byłam wyczerpana, głodna, a moje zniszczone ubrania
kleiły się od krwi i potu. Byłam jeszcze w górach, więc znalazłam jakąś niedużą
jaskinię z zamiarem spędzenia w niej nocy. Mimo wyczerpania nie mogłam zasnąć.
Przeszkadzał mi w tym ból, ale także nie mogłam przestać myśleć o Umeki.
Chciałam wiedzieć gdzie jest i co się z nią dzieję. Czy w ogóle żyje…
Nie. Żyje, na pewno, nie dopuszczam
do siebie innej myśli. Zresztą gdy tylko uda mi się znaleźć pomoc, od razu
wyruszę jej na ratunek.
***
Trzeci dzień mojej wędrówki.
Zmęczenie, głód i pragnienie dają się we znaki, ale czasem udaje mi się znaleźć
źródło pitnej wody lub jakąś jadalną roślinę. Nie mam siły, żeby polować.
Większość siniaków zrobiła się już żółto-zielona. Moja stopa jest w coraz
gorszym stanie, tak samo jak skrzydło. Niestety, przez to, że zostało zranione,
nie mam jak sprawić, żeby zniknęły. Muszę koniecznie znaleźć kogoś, kto pomoże
mi się wyleczyć, inaczej istnieje nawet ryzyko, że będzie trzeba amputować mi
stopę. Ból ani trochę nie mija, a nawet z każdym dniem przybiera na sile. Każdy
krok jest ogromnym cierpieniem, jednakże tego właśnie, trzeciego dnia udaje mi
się gdzieś dotrzeć.
Właściwie „gdzieś” to mało
powiedziane. Dochodzę do Magnolii. Moja radość nie zna granic. W Magnolii
znajduje się parę gildii, które z pewnością udzielą mi pomocy. Wśród nich jest
również Fairy Tail. Nie wiem o nich
dużo, ale słyszałam o paru ich akcjach. Jednak nie sądziłam, że znajdują się
tak blisko nas.
Weszłam do miasta, właściwie
prawie czołgając się po ziemi. Na ulicach nie było zbyt dużo ludzi, może ze
względu na pogodę. Było ponuro, wiał dość silny wiatr, a z nieba padał drobny
deszcz, od którego nieprzyjemnie piekły mnie rany.
Starałam się iść na obrzeżach
miasta, jednak i tak napotykałam po drodze paru ludzi i ich zaciekawione,
zdziwione spojrzenia. Co ciekawe, nikt nie kwapił się by mi pomóc. Może w tym
mieście taki widok był częsty?
Nie wiedziałam właściwie gdzie
idę , szłam po prostu przed siebie, starając się dojść do jakiejkolwiek gildii.
Co jakiś czas przewracałam się, ból w stopie stawał się nie do wytrzymania,
rany się otwierały, przez co zdarzało mi się poślizgnąć o własną krew. Gdy
spojrzałam w dół ujrzałam swoją stopę, okropnie spuchniętą, lepiącą się od
krwi, zresztą jak większa część mojego ciała. Potrzebowałam leczenia, i to
szybko.
***
Po około trzech godzinach marszu
(a tak mi się przynajmniej wydawało), udało mi się dojść do gildii Fairy Tail.
Budynek wyglądał niesamowicie. Był ogromny, solidnie zbudowany. Wyglądał trochę
jak zamek, tylko mniejszy. Od frontu widniał ogromny znak gildii. Rzadko kiedy
w życiu z czegoś tak się cieszyłam, jak z tego, że tu dotarłam. Chciałam jak
najszybciej wejść do środka. Ledwo już szłam, do tego widok przesłaniała mi
krew, która zaczęła spływać z rany na czole. Kulejąc i przewracając się
dotarłam do drzwi. Ostatkiem sił pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
***
Gdy weszłam do środka w Fairy
Tail panował ogromny gwar. Ludzie śmiali się, jedli, pili, bawili się. Jednak w
pewnym momencie zauważyła mnie blond włosa dziewczyna i krzyknęła, patrząc w
moją stronę. W gildii zapadła cisza i wszyscy utkwili we mnie wzrok. W końcu
niecodziennie widzi się zakrwawione, wycieńczone dziewczyny z czarnymi,
anielskimi skrzydłami, czyż nie?
Podbiegła do mnie dziewczyna w
szkarłatnych włosach.
-P-proszę p-pomóżcie mi-
powiedziałam, upadając jednocześnie, jednak dziewczyna mnie złapała. Spojrzałam
na nią. Wyglądała na spokojną i opanowaną.
-Oczywiście, że ci pomożemy. Ej
wy!- zwróciła się do reszty nadal oniemiałych członków gildii- zróbcie miejsca
na którymś stole i zawołajcie Wendy!
Parę osób zaczęło sprzątać na
stole, różowo włosy chłopak pobiegł poszukać wspomnianej wcześniej dziewczyny o
imieniu Wendy.
-Nie martw się, wyleczymy cię-
powiedziała do mnie osoba, która wcześniej mnie złapała, teraz pomagając mi wstać- wiesz,
co ci się stało, jak się nazywasz?
-Tak, nie doznałam amnezji.- odpowiedziałam zachrypniętym, wyczerpanym głosem.
To dobrze, gdy cię wyleczymy o
wszystkim nam opowiesz. Jestem Erza Scarlet.
Spojrzałam na nią zaskoczona.To była ona, Tytania. Używała
tej samej magii, co tamten mag, który nas zaatakował. Mimo bólu, odsunęłam się
od niej.
-Nie zrobisz mi krzywdy, prawda?
Erza spojrzała na mnie, wydawała się zszokowana tym nagłym pytaniem.
-Słucham? Dlaczego miałabym cię
skrzywdzić?
-Tak…przepraszam. Po prostu..
jeden z magów, którzy nas zaatakowali, władał tą samą magią co ty, więc…
-Rozumiem…
-Erza, Wendy już dotarła,
wszystko jest gotowe!- krzyknęła jedna z dziewczyn.
-Wspaniale, Mira. Zaraz cię
wyleczymy, tylko powiedz jeszcze, jak się nazywasz?
-Jestem Sandra. Sandra Suzushi.
-Moment! Sandra?!- usłyszałam za
sobą czyjś męski głos.
Odwróciłam się w stronę z której
dobiegał i stanęłam skamieniała. Mimo woli krzyknęłam i zaczęłam głośno płakać,
czując ból na twarzy, gdy potok łez natrafiał na rany. Zaczęłam cała drżeć.
Zmienił się, ale to na pewno był
on.
***
Jako dziecko nie miałam żadnych
przyjaciół. Nie potrzebowałam ich. Mieszkałam w małej wiosce, więc właściwie
nie było tam zbyt dużo dzieci w moim wieku. Poza tym, miałam kochających
rodziców, to mi wystarczyło.
Gdy miałam sześć lat, moich
rodziców odwiedzili znajomi, którzy mieszkali na drugim końcu wioski.
Wiedziałam, że mają syna, starszego ode mnie o rok. Moja mama poprosiła, żebym
spróbowała się z nim przyjaźnić, jednak ja nie chciałam. Ale postanowiłam być
dla niego miła, żeby mamusia nie była na mnie zła.
Gdy goście przyszli grzecznie
poszłam się z nimi przywitać. Chłopiec wyglądał na całkiem miłego. Od razu podszedł
do mnie i się przedstawił.
-Nazywam się Gray. Gray Fullbuster. A ty? - z
uśmiechem wyciągnął do mnie rękę.
-Sandra - nieśmiało podałam mu
swoją małą dłoń.
-Może pójdziemy na dwór? Spójrz,
śnieg pada!- krzyknął, wskazując palcem na widok za oknem.
-Jest zimno, nie przeszkadza ci
to?
-Skąd, bardzo lubię zimę i
chłód.-odpowiedział. Jego szeroki uśmiech i dziecięcy entuzjazm trochę mnie ośmieliły.
-Ja też, zima to moja ulubiona
pora roku. Dobra, więc chodźmy.- wydawało mi się, że zaczynam go trochę lubić.
Gdy ciepło się ubraliśmy
podbiegłam do mamy.
-Mamo! Możemy pójść z Grayem na
dwór?
-Dobrze, ale bądźcie blisko,
tak, żebyśmy was widzieli.
-Dobrze mamusiu!- podbiegłam do
Graya, który już czekał pod drzwiami.
Postanowiliśmy ulepić bałwana.
Zaczęliśmy robić kule śnieżne, najpierw formując w dłoniach małą kulkę, a
później turlając ją po ziemi pełnej śniegu, aby stawała się coraz większa. Po
chwili ta którą zrobił Gray była nawet większa od niego . Śmialiśmy się przy
tym, rozmawialiśmy. Bardzo go polubiłam.
Nałożyliśmy dwie kulki na siebie
i nasz bałwan był już prawie gotowy.
-Przydałaby mu się buzia. I
guziki! Poszukajmy kamyków.
Zaczęliśmy szukać, co nie było
takie proste, bo śnieg sięgał nam prawie do kolan.
-Mamy już chyba wystarczająco
dużo kamieni- powiedział Gray po jakimś czasie zbierania- Chcesz zrobić mu
twarz?- spytał, podając mi swoje kamyczki.
-Ale jestem za niska, nie
dosięgnę do jego głowy.
-Nie szkodzi, wezmę cię na barana- powiedział i uklęknął tyłem do mnie.
Weszłam mu na plecy. Trzymał
mnie, a ja wciskałam kamienie w śnieg, tworząc naszemu bałwanowi oczy i usta.
-Gotowe!- zawołałam zadowolona.
-Wygląda naprawdę dob...- jednak
Gray nie dokończył zdania, gdyż potknął się i oboje polecieliśmy do tyłu. Na
szczęście nic nam się nie stało, śnieg zamortyzował upadek. Usiedliśmy, śmiejąc
się i strzepując z siebie śnieg. Na prawdę lubiłam Graya.
-Gray, masz jakiś przyjaciół?-
spytałam po chwili, z lekkimi rumieńcami na twarzy.
-Hmm...nie, chyba nie mam.-
powiedział po chwili namysłu.
-A może...no...nie chciałbyś być
moim przyjacielem?- spytałam trochę zawstydzona, ale z nadzieją w głosie.
Jednak ten uśmiechnął się
szeroko i odpowiedział:
-Pewnie!
Tamten dzień zalicza się do
jednych z najszczęśliwszych w moim życiu.
Od tamtej pory spotykaliśmy się
prawie codziennie. Nasi rodzice byli zadowoleni, że się zaprzyjaźniliśmy, więc
nie mieli nic przeciwko, żebyśmy się tak często spotykali.
Mogłam śmiało powiedzieć, że
kocham Graya. Jednak jako przyjaciela, a nawet brata. Nikt oprócz rodziców nie
był mi tak bliski jak on.
Nasze szczęście potrwało jednak
zaledwie rok.
Nadszedł dzień, w którym naszą
wioskę zaatakował demon zwany Deliorą.
Mieszkało u nas paru magów, którzy stanęli do walki z nim , a wśród nich byli
moi rodzice. Zanim wyruszyli do ataku, kazali mi uciekać z wioski. Bałam się,
ale nie chciałam ich zostawiać. Jednak wiedziałam, że muszę to zrobić. Gdy
biegłam na oślep, popełniłam błąd odwracając się, by jeszcze raz spojrzeć na
rodziców. Ciało taty leżało zmasakrowane u stóp potwora i właściwie ledwo dało sie poznać, że to on. Mama siedziała
niedaleko, była bardzo mocno ranna, wykrwawiała się. Chciałam do niej pobiec,
ale uciekający ludzie popchnęli mnie za sobą,
więc byłam zmuszona biec z nimi.
Mniej więcej godzinę później
było po wszystkim. Siedziałam na dość wysokiej górze, skąd miałam dobry widok
na wioskę, która teraz była opuszczona. Większość domków była zniszczona,
wszędzie była krew. Deliora oddalał się, najwyraźniej zadowolony z tego, co
przed chwilą uczynił. Jego widok tak bardzo mnie przerażał, przyprawiał o dreszcze. Jego ogromne, oddalające się cielsko całe pokryte było ludzką krwią.
Przed oczami miałam cały czas
widok rodziców. Nie żyli, to było nawet więcej niż pewne. Jednak nie zostałam
sama. Miałam jeszcze Graya, którego nie udało mi się nigdzie znaleźć. Jednak
coś sobie wtedy obiecałam. Odnajdę go. Wierzyłam w to, że żył, jeśli jednak
okazałoby się, że zginął, zrobię mu kapliczkę, którą będę codziennie odwiedzała
i składała na niej kwiaty.
Takie właśnie było życie. W
jednej minucie masz wszystko, w drugiej zostajesz z niczym. Ułamek sekundy może
zaważyć o naszym życiu. Los ma dla każdego z nas przygotowaną osobną historię,
w której są dobre jak i złe momenty. Nie da się żyć tak, aby nie popełniać
błędów, nie robić niczego źle. Jeśli los chce, żebyśmy byli źli- będziemy źli.
Jeśli ma spotkać nas coś złego- to spotka. Nie da się oszukać przeznaczenia. To przeznaczenie może oszukać nas. Moje właśnie tak zrobiło.
***
A teraz stał tu przede mną. Mój
przyjaciel, którego poszukiwałam od całych dziesięciu lat. Nagle odpłynął ze
mnie cały ból i zmęczenie. Był tu, nic więcej się nie liczyło. Chciałam do
niego podbiec, ale gdy tylko postąpiłam parę kroków on już przy mnie był i mnie
przytulał. Zarzuciłam mu ręce na szyję i głośno zapłakałam w jego koszulę. Gray
trzymał głowę wtuloną w mój obojczyk i czułam, jak spływają po nim jego ciepłe łzy.
-Znalazłam cię, znalazłam,
znalazłam! Boże, Gray, tak długo cię szukałam. Tak bardzo za tobą tęskniłam.
Tak bardzo.- słowa te wypływały ze mnie same, mówiłam wszystko, czego przez tak
długi czas powiedzieć mu nie mogłam. Krzyczałam i zanosiłam się płaczem.
-Ja też. Tak bardzo tęskniłem.
Wiedziałem, że żyjesz, wiedziałem. Nigdy nie straciłem nadziei. Nigdy.-
odpowiedział, również krzykiem.
Staliśmy tak, krzyczeliśmy i
płakaliśmy, podczas gdy reszta osób zamilkła, przyglądając się tej scenie. Ale
w tej chwili mnie to nie obchodziło. Liczyło się tylko to, że był tu.
Stojąc tak przytulona do niego,
zauważyłam, że jest sporo wyższy ode mnie i bardzo umięśniony. Z wyglądu nie
zmienił się prawie w ogóle. Te same czarne, rozczochrane włosy. Te same
szaro-niebieskie oczy. Ten sam Gray, jakiego zapamiętałam. Tylko troszkę
starszy.
Podniosłam wzrok i zauważyłam za
nami ubraną w całości na niebiesko dziewczynę. Widać było, że jest wściekła, chociaż to może nawet mało powiedziane. Gdy nasze spojrzenia się spotkały obrzuciła mnie nienawistnym spojrzeniem.
Zrozumiałam. Nie widzieliśmy się tyle lat. To musiała być jego dziewczyna.
Odsunęłam się od niego na dosłownie pół kroku. Nie było mnie stać na więcej.
Nie tylko ze względu na ból w stopie. Teraz, gdy go odnalazłam, pragnęłam być
blisko niego.
-Rozumiem, masz dziewczynę. Cieszę się.
Spojrzał na mnie zaskoczony, zapłakanymi oczami. Nagle jakby zrozumiał o co mi chodzi, obrócił się do tyłu i
spojrzał na tamtą dziewczynę. Odwrócił się ponownie w moją stronę.
-Ach, chodzi ci o Juvię. Chyba jest we mnie zakochana, ale dla mnie jest tylko koleżanką z gildii- powiedział tak, aby
Juvia go nie usłyszała i przytulił mnie znowu.
-Gray, nie chcę wam
przeszkadzać, ale może najpierw opatrzylibyśmy twoją przyjaciółkę, a potem
sobie wszystko wyjaśnimy?- powiedziała Erza, która stanęła obok nas.
-Fakt, masz rację- pomógł mi
dojść do stołu na którym miałam zostać opatrzona. Wendy, która miała mnie
wyleczyć okazała się być dwunastoletnią dziewczynką, jednak o naprawdę potężnej
mocy- była Niebiańskim Smoczym Zabójcą. Dzięki temu władała powietrzem oraz mogła
leczyć ludzi za pomocą swojej magii.
-Którą raną mam się zająć
najpierw? Która najbardziej boli?- spytała nieśmiało Wendy, jakby trochę
przestraszona.
-Błagam, jak najszybciej wylecz
moje skrzydło. Nawet nie wiesz, jak bardzo boli taka rana.
Wendy zabrała się do pracy.
Spodziewałam się ogromnego bólu, jednak ona jedynie przyłożyła ręce do mojego
skrzydła, po czym rozbłysły one jaskrawoniebieskim światłem i rana zaczęła się
goić. Zero bólu, parę sekund i było po wszystkim. Byłam pod ogromnym wrażeniem.
Bez problemu poruszyłam skrzydłem- było jak nowe.
-Niesamowite- spojrzałam na nią
z podziwem.
-Dziękuję. Teraz może wyleczę
twoją stopę?- zrobiła z nią to samo co ze skrzydłem. Użyła zaklęcia i po ranie
nie było nawet śladu. Chciała jeszcze opatrzyć inne rany, ale odmówiłam,
widząc, że używanie tych zaklęć jest dla niej dość męczące.
-Naprawdę nie trzeba, takie rany
mam na sobie każdego dnia. Nie przeszkadzają mi.- To była prawda. Po
polowaniach zawsze wracałam do domu z jakimiś ranami. Poza tym czasami Umeki trenowała
rzucanie sztyletem i zdarzało jej się nie zauważyć, że jestem w pobliżu. Więc
rany cięte były dla mnie codziennością.
-Ale po tej ranie na czole
zostanie ci blizna- zauważyła Wendy.
-Blizny są fajne. A ta-
pokazałam palcem na moje czoło- będzie mi przypominała o tym dniu. Oraz o tym,
że walczyłam w obronie przyjaciółki.
-Jesteś pewna, że nie mam jej
uleczyć?
-Jestem pewna.
-No dobrze, w takim razie
chociaż je zabandażuje.
W ten sposób wyglądałam
dosłownie jak mumia. Ran było tak dużo, że Wendy owinęła większość mojego ciała
w bandaże.
-Bardzo ci dziękuję Wendy-
uśmiechnęłam się do niej, a ona nieśmiało go odwzajemniła.
- Może chciałabyś się umyć i
przebrać? Nazywam się Lucy- powiedziała do mnie dziewczyna, która wcześniej
krzyknęła na mój widok gdy weszłam do gildii. Miała piękne, orzechowe oczy i
długie blond włosy, których większość była rozpuszczona, jednak po prawej
stronie miała je związane w kitkę. Była bardzo ładna.
-Właściwie, to chętnie-
powiedziałam, patrząc na to, co zostało z mojej poprzedniej odzieży.
W takim razie tam jest łazienka.
Idź, zaraz przyniosę ci ubrania.- powiedziała Lucy.
-Dobrze, dziękuję.
Gdy tylko weszłam do łazienki od
razu zrzuciłam z siebie strzępki zakrwawionych i brudnych ubrań, które miałam
na sobie i je wyrzuciłam. Sprawiłam również, że wyleczone już skrzydła
zniknęły. Weszłam pod prysznic, jednak starałam się zmyć krew jedynie z tych
miejsc gdzie nie było bandaży, co nie było prostym zadaniem. Umyłam jeszcze
twarz i włosy, na których również była zaschnięta krew. Później ubrałam się w
ciuchy, które przyniosła mi Lucy. Były to czarne glany do kolan, szerokie,
czarne spodnie, zwężające się na końcach oraz bluzka na ramiączkach w moro. Z
tego wszystkiego jedynie buty były na mnie dobre. Jednak bluzkę włożyłam w spodnie,
które spięłam paskiem, więc nie wyglądało to źle.
Wróciłam do reszty osób.
Podeszłam do stołu przy którym siedział Gray oraz inne osoby, które wcześniej
mi pomogły. Na środku stołu siedział naprawdę niski staruszek w białej
pelerynie ze znakiem gildii na plecach. Gdy usiadłam odwrócił się do mnie i
powiedział:
-Witaj. Nazywam się Makarov.
Jestem mistrzem tej gildii. Chciałbym dowiedzieć się kim jesteś i w jakim celu
przyszłaś do Fairy Tail.
-Przy okazji dowiem się, co się
z tobą działo przez te wszystkie lata- powiedział Gray, patrząc na mnie z
wyraźnym zaciekawieniem.
-Tak, ciekawi mnie również skąd
znacie się z Grayem. Więc rozpocznij proszę swoja opowieść- powiedział Makarov,
więc zaczęłam opowiadać:
-Jak już wcześniej wspomniałam,
nazywam się Sandra Suzushi. Jestem magiem, używam magii Zamiany Dusz. Stąd
właśnie miałam skrzydła gdy tu weszłam.
-Brzmi podobnie do magii Miry,
jednak ona używa Satan Soul.- powiedziała Erza.
-Pochodzę z małej wioski
znajdującej się na północy Fiore. Stąd też znam Graya, byliśmy swoimi jedynymi
przyjaciółmi w dzieciństwie. Moi rodzice nie żyją, zginęli podczas ataku
Deliory na wioskę gdy miałam siedem lat.
-Tak samo jak twoi rodzice,
Gray- zauważyła Lucy.
-To prawda, zginęła wtedy
większość mieszkańców wioski, jedynie nieliczni przeżyli.- kontynuowałam swoją
opowieść- Jeszcze przez pół roku samotnie krążyłam niedaleko wioski, jedząc
rośliny, które zebrałam, pijąc wodę ze strumienia i śpiąc pod gołym niebem, w
nadziei, że w końcu spotkam Graya, bo był już jedyną bliską mi osobą, która
nadal żyła, choć to też nie było pewne. Jednak pewnego dnia, gdy byłam w lesie
spotkałam dziewczynke, która jak się okazało była w moim wieku.
Zaprzyjaźniłysmy się i od tamtej pory przebywałyśmy w swoim towarzystwie.
Nazywa się Umeki Hikari, ona również jest sierotą jak ja.
Zauważyłam, że Makarov
niespokojnie się poruszył na dźwięk nazwiska Ume, ale nic nie powiedział.
-W takim razie dlaczego jej
teraz z tobą nie ma?- zapytał mnie chłopak, który wcześniej pobiegł po Wendy,
Natsu.
-Dojdę do tego. Umeki jest
magiem elektryczności, jest lepiej wyszkolona w dziedzinie magii ode mnie.
Dodatkowo miała ze sobą sztylet, dzięki któremu zrobiła dla mnie łuk, strzały
oraz kołczan z drewna i nauczyła mnie ich używać. Codziennie razem wędrowałyśmy
, aż w końcu udało nam się dojść do
małej, jednoizbowej chatki. Okazała się być opuszczona i wyglądało na to, że
już od bardzo dawna nikt tam nie zaglądał, więc postanowiłyśmy tam
zamieszkać. Od tamtej pory każdy dzień
wyglądał podobnie. Chodziłyśmy na polowania, czasami wybierałyśmy się do
opuszczonych wiosek, aby zdobyć jakieś potrzebne rzeczy, na przykład ubrania.
Średnio raz na dwa miesiące trenowałyśmy magię, aby nie zatracić naszych
umiejętności. Parę dni temu znowu wybrałyśmy się na polowanie. Gdy wracałyśmy było
już ciemno. Zaatakowało nas paru mężczyzn, a wśród nich było dwóch magów. Jeden
posiadał magię taką jak Erza, a drugi potrafił łamać rzeczy za pomocą magii.
Najpierw złamał mi strzałę, przez co wiedziałam, że używanie łuku nie ma
żadnego sensu, a potem złamal mi stopę. Więc przyzwałam skrzydła i chciałam ich
pokonać z pomocą magii, ale rzucili we mnie nożami, w tym jeden wbił się w moje
skrzydło, a nic nie boli tak bardzo jak rana na skrzydle, ponieważ odczuwa się
ją całym ciałem. Zanim zemdlałam widziałam jeszcze, jak pokonali Umeki i ją ze
sobą zabrali. Gdy się obudziłam byłam sama. Przez około trzy dni wędrowałam, ąz
udało mi się dotrzeć tutaj.
-Zapewne będziesz chciała
uratować przyjaciółkę?- zapytał Makarov po uważnym wysłuchaniu mojej opowieści.
-Oczywiście. Właściwie czuję się
już o wiele lepiej, więc mogę wyruszyć nawet zaraz.
-I masz zamiar pójść tam sama?
-Tak. Nie chcę być dla was
ciężarem, chociaż właściwie już nim jestem. Bardzo mi pomogliście i jestem wam
ogromnie wdzięczna, dlatego nie chcę prosić was o kolejną pomoc.
-Idę z tobą. Naprawdę myślisz,
że teraz gdy cię znalazłem puszczę cię samą do ludzi, którzy wcześniej tak cię
skrzywdzili?- powiedział Gray stanowczo.
-Teraz wiem już, jaką magią
władają i jaką siłą zbrojną dysponują. Poradzę sobie.
-Nie. Idziemy z tobą- tym razem
to Erza włączyła się do rozmowy.
-Zgadzam się- powiedziała Lucy,
przesyłając mi promienny uśmiech.
-Oczywiście, że tak! W końcu
jesteśmy jesteśmy Fairy Tail! Nie zostawiamy ludzi w potrzebie! Co nie, Happy?-
krzyknął Natsu.
-Więc jak będzie?- spytał mnie
Gray, wstając i podając mi rękę. Przejechałam wzrokiem po wszystkich i podałam
Grayowi dłoń.
-Jeszcze jedna sprawa-
powiedział Makarov i wszyscy skierowali na niego swoje spojrzenie.- Nie
chciałabyś dołączyć do naszej gildii razem z twoją przyjaciółką, oczywiście jak
już ją uratujecie?
Spojrzałam na niego szeroko
otwartymi oczami, zdumiona taką
propozycją.
-Ja..ja jestem beznadziejnym
magiem. Nie wiem, czy chcecie mieć kogoś takiego w swojej gildii.
-Masz wolę walki, przyjaciele
liczą się dla ciebie baqrdziej niż tym sama. Masz doświadczenie w walce. Poza
tym, wyszkolimy cię na maga Fairy Tail.- powiedział Makarov.- Więc jaka jest
twoja decyzja? Zostaniesz częścią naszej rodziny?
Spojrzałam na Graya, który
uśmiechał się zachęcająco, tak samo jak pozostali. Zwróciłam wzrok spowrotem na
mistrza.
-Chcę zostać magiem Fairy Tail-
powiedziałam zdecydowanie. Makarov wyszczerzył zęby w ciepłym, przyjaznym
usmiechu.
-Mirajane! Chodź tu do nas!
Musisz zrobić znak Fairy Tail naszej nowej członkini!- krzyknął i Mira zjawiła
się. Była to piękna, wysoka dziewczyna z błękitnymi
oczami i długimi, lśniącymi włosami, których biały kolor mógł kojarzyc się
zarówno z zimowym krajobrazem jak i wiosną oraz przebiśniegami, które były
pierwszymi kwiatami, które kwitły o tej porze. Gdy spytała mnie, gdzie chcę
mieć umieszczony znak gildii, odparłam, że na prawym nadgarstku. Tak, żebym
mogła zawsze go widzieć. Po chwili widniał na nim granatowy znak Fairy Tail.
Ciężko opisać, jak wyglądał. Przypominał trochę wróżkę ze skrzydłami i ogonem.
W każdym razie, bardzo pasował do Fairy Tail.
Nagle poczułam jak Gray łapie
mnie w talii i unosi w powietrze, aby zrobić mna obrót. Postawił mnie, objął
ramieniem i powiedział:
-Witamy w Fairy Tail!
Uśmiechnęłam się szeroko. Do
pełni szczęścia brakowało mi już tylko uratować Umeki.
-Dobra ludzie. Wyruszamy!
Sandra, prowadź!- krzyknęła Erza patrząc na mnie z lekkim uśmiechem, jednak jej
wzrok wyrażał gotowość do walki.
Skinęłam głową i wyszłam naprzód
z Grayem u boku. Wyszliśmy z gildii i ruszyliśmy biegiem w stronę, z której
rano przybyłam do Magnolii. Miałam wrażenie, że było to całe wieki temu.
-Swoją drogą, dobrze wyglądasz w
moich ubraniach- powiedział Gray z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Teraz rozumiem, czemu była za
duże- powiedział, śmiejąc się głośno.
Jeszcze rano, wchodząc do tej
gildii byłam przerażoną, mocno zranioną dziewczyną, która posiadała jedynie
jedną przyjaciółkę, ale była zbyt słaba, żeby chociaż ją ochronić.
Wyszłam z tej glidii silniejsza fizycznie
i psychicznie, z bliską mi osoba u boku. Z wizją lepszej przyszłości.
Wyszłam z tej gildii jako mag z
Fairy Tail.
To by było tyle na dzisiaj. A teraz jak zawsze parę informacji, mam nadzieję, że o niczym nie zapomnę xD
1.Ogólnie na blogu można obserwować moje konto w google, ale można też dołączyć do witryny mojego bloga. Nie wiem, jaka jest między tym różnica, także zachęcam do zrobienia obydwóch tych rzeczy xD
2.Wbijajcie na mój fanpage na facebooku!: https://www.facebook.com/pages/Historie-Kraju-%C5%9Aniegu/1157601947599217?ref=hl
3.I na snapchata: yuki_suzushi
4.W przyszłą sobotę powinien być rozdział Karnevalu, ale nie wiem, czy się z nim wyrobię, bo jestem na wyjeździe. Napewno poinformuję was wcześniej na facebooku, także zachęcam do zerkania ;)
5. Brania udziału w ankiecie z pytaniem, która Historia najbardziej przypadła wam do gustu ^^
5. Brania udziału w ankiecie z pytaniem, która Historia najbardziej przypadła wam do gustu ^^
To chyba tyle ode mnie. A, no i oczywiście macie tutaj art do 3 rozdziału, autorstwa Umeki. Jak wam się podoba? ^^ (tak, Ume dodała fanserwis xD) Znajdziecie go również w zakładce "Arty". Polecam też zaglądać co jakiś czas do zakładki bohatrerowie, ponieważ dochodzą tam nowe postacie, niedawno pojawiła się Umeki. Z kolei na facebooku dodajemy wipy artów do Historii jak i naszych rysunków ^^
/Yuki