Rozdział 1
-Cholera,
znowu to samo!
Był środek
ciepłej, letniej nocy. Przez ciemny, gęsty las biegła dziewczyna oraz trzech mężczyzn.
-Hej młoda,
nie uciekaj! Spokojnie nie zrobimy ci poważnej krzywdy!- krzyczał jeden z
mężczyzn, śmiejąc się przy każdym wypowiedzianym słowie.
"Ja ci
dam młoda" pomyślała Yuki. Jednak nie było czasu na odpowiadanie im. Jej
sytuacja była co najmniej zła, a dziewczyna nie miała żadnego planu. Na dodatek
podczas biegu nieraz zahaczała o gałęzie drzew, przez co jej ubrania były miejscowo
podarte, a skóra mocno zdarta w wielu miejscach, szczególnie na twarzy. Yuki
nie wiedziała, czy ciecz spływająca z jej twarzy to pot, krew, czy może jedno i
drugie. Otarła szybko czoło wierzchem dłoni i spojrzała na nią. W ciemności
niewiele mogła zobaczyć, jednak ręka była wyraźnie ciemniejsza w jednym
miejscu.
"Krew"
pomyślała. Dźwięk kroków i krzyków ścigających ją mężczyzn były zdecydowanie
coraz głośniejsze, co oznaczało, że są coraz bliżej.
-Nie ma rady,
trzeba biec dalej. Co ma być, to będzie.- powiedziała cicho Yuki, jakby chcąc
dodać sobie otuchy i trochę zwiększyła prędkość biegu. Nie minęło jednak parę
sekund, gdy z jednego z drzew skoczył jeden z facetów.
"Kiedy
on to zrobił? pomyślała Yuki i zaklęła pod nosem. Znajdowała się w sytuacji bez
wyjścia. Aktualnie została otoczona z każdej strony, co uniemożliwiało ucieczkę.
-Panowie,
pogadajmy. Naprawdę, nie wiem, po co to robicie, nie będziecie mieli ze mnie
żadnego pożytku. Pieniędzy nie mam, biedna jestem. Więc może bylibyście tacy mili
i...
-Nie masz
pieniędzy? A to szkoda. Ale skoro już biegliśmy za tobą taki kawał, to może
chociaż się zabawimy.- pozostali dwaj zgodnie pokiwali głowami i zaczęli
przybliżać się do dziewczyny.
"Cholera,
cholera! Co robić?". Yuki wiedziała, że ma tylko parę sekund na
obmyślenie, jakby tu zwinnie im się wyrwać. Jednakże czas się kończył, a ona
nadal nie miała żadnego pomysłu. Rozglądała się dookoła w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby pomóc w ucieczce.
-Nie podoba
mi się to. Czy będą panowie tak mili i zostawią tę młodą damę w spokoju?
Ostrzegam, że za stawianie oporu będę zmuszony użyć przemocy.
Trzej mężczyźni,
jak i Yuki, wyglądali na mocno zdezorientowanych. Na gałęzi znajdującej się wysoko nad
głową dziewczyny siedział chłopak. Wyglądał na niedużo starszego od niej, mógł
mieć koło dwudziestu lat. Miał gęste blond włosy, sięgające mu prawie do ramion
i opadające na czoło, sterczące na wszystkie strony. Na lewym poliku
przyklejony miał mały plasterek. Wyglądał, jakby dopiero co walczył, ponieważ
jego żółta koszulka z długim rękawem była w wielu miejscach postrzępiona. Miał przyjazny wyraz
twarzy, a z jasno fioletowych oczu błyskały mu wesołe ogniki. W rękach dzierżył
dwie szable., które przy rękojeści
owinięte były cierniami. Zwinnie zeskoczył z drzewa i stanął przed Yuki,
osłaniając ją własnym ciałem.
-Nie bój się,
panienko. Jestem przedstawicielem Najwyższego Organu Obrony Państwa, Cyrku.
Szermierz Statku Drugiego, Yogi! No więc, panowie, który pierwszy chce się ze
mną zmierzyć?
Mężczyźni
wyraźnie pobledli i popatrzyli na Yogiego ze strachem. Zaczęli cicho szeptać
coś o tym, że jest z Cyrku, i nagle, jakby uświadamiając sobie całą tą sytuację
uciekli z krzykiem.
-Cieszę się,
że sobie poszli. Mimo wszystko nie lubię walczyć.- nagle szable Yogiego
rozbłysły jaskrawym światłem i zaczęły powoli zanikać, aby po chwili całkowicie się rozpłynąć.- wszystko z tobą w porządku?
Yuki nadal
nie mogła wyjść z szoku. Nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś ją ratował.
Była to dla niej nowość.
-Dziękuję ci za
pomoc, ale..
-Ależ nie ma
za co, cieszę się, że mogłem pomóc. Zdradzisz mi swoje imię?- uśmiechał się
przyjaźnie. Wyglądał na osobę, której można zaufać, jednakże z zaufaniem nigdy
nie można przesadzać.
-Jestem Yuki.
-Ładne imię.
Moment! Jesteś ranna. Nie mogę cię teraz tak zostawić. Choć zabiorę cię na
pokład Drugiego Statku Cyrku, tam cię opatrzę.- chłopak złapał ją za ręce i
zaczął dokładnie oglądać jej rany.
-Nie trzeba,
nic mi nie jest- wyrwała ręce z jego mocnego uścisku.-Czym jest ten cały Cyrk?-
spytała, nagle przypominając sobie o reakcji tamtych facetów na tą nazwę.
Yogi wydawał
się zszokowany jej niewiedzą na ten temat.
-Jak to, to
ty nie wiesz?
-Niestety,
ale nie. Naprawdę mało wiem o tym, co aktualnie dzieje się na świecie.
- Dobrze…więc,
jeśli chodzi o Cyrk.. jest to organizacja, która ma na celu zaprowadzenie
pokoju na świecie. Dbamy o bezpieczeństwo państwa.
-Czyli mogę
wam zaufać?- spytała z nieco podejrzliwą nutą w głosie.
-Oczywiście!
A teraz nie czekajmy dłużej, idziemy! Cel-Drugi Statek!
-Moment,
Yogi! Nadal nie rozumiem, co tu się właściwie…
Jednak Yogi już
jej nie słuchał. wziął Yuki na ręce, mimo jej protestów i w ciągu paru chwil
wybiegł z nią z lasu. Tam postawił ją i wykonał telefon. Chwilę później
podleciała do nich ogromna, latająca maszyna- Drugi Statek. Yuki spoglądała na
niego jak urzeczona, jego wygląd był dosłownie nie do opisania. Yogi chwycił
Yuki pod ramiona i razem z nią w jakiś sposób uniósł się w powietrze, kierując
się do wejścia na pokład statku.
"Umiejętności
ludzi z Cyrku są naprawdę niesamowite" pomyślała Yuki, patrząc z góry na
malejący pod jej stopami las. Przymrużyła oczy, gdy zalała ją fala jaskrawego
światła, bijącego z wnętrza pomieszczenia w którym aktualnie się znajdowała.
-Wróciłem!-
krzyknął wesoło Yogi do stadka małych, czarnych owieczek stojących przed nimi,
gdy wejście zamknęło się za nimi- Też to powiedz.
-Ee..wróciłam?-
niepewnie powiedziała Yuki.
-Głos zarejestrowany- powiedziała jedna z
owieczek mechanicznym głosem. Wszystko wskazywało na to, że musiały to być
roboty...lub coś w tym rodzaju.
-Jeśli im
tego nie powiesz, to cię przegonią.- wyjaśnił Yogi.
-A-aha. Rozumiem...chyba...-
powiedziała Yuki. Czuła się zagubiona idąc z Yogim przez różne korytarze,
wszystkie wypełnione białymi lub czarnymi owieczkami-robotami ubranymi w małe cylindry i urocze
ubranka, pilnujących wejść, sprzątających, lub robiących jeszcze innego rodzaju
rzeczy.
-Dokąd
idziemy?- spytała Yuki po chwili.
-Muszę iść
zgłosić, że wróciłem i zakończyłem misję. No i że przyprowadziłem cię ze sobą.
Widzisz, akurat wykonywałem to zadanie w tym samym lesie, w którym cię gonili
tamci mężczyźni.
-Yogi, jesteś
pewny, że nie będziesz miał kłopotów przez to, że mi pomagasz?
On jednak
tylko zaśmiał się i odparł:
-Nawet jeśli,
to mówi się trudno. I tak dość często
wpadam w kłopoty. Poza tym, bardzo się cieszę, że mogłem ci pomóc. Wiesz,
nieraz bywałem już w tym lesie, więc czasami cię widywałem.
-To miłe z
twojej strony, Yogi- Yuki nadal nie była pewna, czy powinna znajdować się w tym
miejscu, ale póki co chciała cieszyć się tym, że nic jej się na razie nie
stało.
-Dobrze.
Pozwól, że wejdę pierwszy.- powiedział Yogi, gdy dotarli do jednych z drzwi. Ze
środka dobywały się odgłosy rozmowy.
-Hirato,
wróciłem!- krzyknął wesoło Yogi do mężczyzny siedzącego w fotelu za biurkiem. Był dość
wysoki, chociaż takowe wrażenie mógł sprawiać czarny cylinder z bordową wstążką
nad rondem. Odziany był w czarny płaszcz do ziemi i garnitur tego samego koloru
oraz białą koszulę i czerwony krawat. Pokój
w którym się znajdował urządzony był dość prosto. Parę półek wypełnionych po
brzegi książkami. Podłoga wyłożona ciemnym dywanem. Pośrodku stał stolik do
kawy, a po jego dwóch stronach znajdowały się dwie granatowe sofy. Do tego
dochodziło biurko, po którego jednej stronie siedział Hirato, a po drugiej
drobna, urocza dziewczyna o jasnych, blond włosach związanych w dwa wysokie,
długie kucyki.
-Widzę, Yogi.
Widzę również, że przyprowadziłeś kogoś ze sobą?- Hirato odgarnął ciemne
kosmyki włosów z czoła, i dłońmi w białych rękawiczkach poprawił okulary w
cienkich, ciemno szarych oprawkach, które zsunęły się mu na czubek nosa.
-A tak, to
jest Yuki. Uratowałem ją przed jakimiś mężczyznami, którzy ją gonili.
-Czyli
przyprowadziłeś ze sobą jakąś obywatelkę?
-Tsukumo,
ale...-Yogi próbował wytłumaczyć się przed blond dziewczyną.
-Tak
właściwe, nie mogłabym nazwać się obywatelką. Mieszkam w domku w lesie.- Yuki
postanowiła wtrącić się do rozmowy, i stanąć w obronie Yogiego.
-W lesie?
Hmm...mógłbym poznać twoje pełne imię?- spytał Hirato, przenosząc całą swoją
uwagę na Yuki.
-Suzushi.
Yuki Suzushi.- odpowiedziała niepewnie.
Hirato gwałtownie wstał
zza biurka i spojrzał ze zdziwieniem na Yuki.
-Coś nie
tak?- spytała.
-Mogłabyś mi
powiedzieć, jak się nazywają twoi rodzice?
W tym
momencie Yuki spuściła głowę w dół i zaczęła nerwowo skubać materiał swojej
podartej koszuli.
-Nie wiem...nie pamiętam. Zmarli paręnaście lat temu.
Yogi spojrzał ze współczuciem na Yuki. Hirato
natomiast wydawał się usatysfakcjonowany tą odpowiedzią.
-Zadam ci
jeszcze tylko jedno pytanie. Ile masz teraz lat?
-Po co ci ta
informacja?- spytała podejrzliwie.
-Nie musisz
się nas bać. Jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo społeczeństwa. Nikomu
nie można ufać tak bardzo jak nam- odpowiedział Hirato z uśmiechem.
-Mam
szesnaście lat- powiedziała Yuki, mimo tego, że nadal nie do końca wierzyła w
wiarygodność ich słów.
-Dobrze.
Yogi, zabierz ją do lekarza, żeby ją opatrzył. Gdy to zrobi, wróćcie proszę
tutaj.
-Ee...dobrze.-
Yogi podszedł do Yuki, i lekko popychając ją w plecy wyprowadził z
pomieszczenia.
Gdy tylko
wyszli, Tsukumo zwróciła się do Hirato:
-Co się
stało, Hirato? Znasz tą dziewczynę?
On jednak nie
słuchał jej, ponieważ rozmawiał z kimś przez telefon.
-...tak,
zbierz tak dużo informacji, ile uda ci się znaleźć o Misaki i Hachiro Suzushi.
Chcę je widzieć u siebie za maksymalnie godzinę.- rozłączył się i dopiero teraz
spojrzał na Tsukumo.
-Co do
twojego pytania, to nie, nie znam jej. Ale znam..znałem jej rodziców.
***
-I..gotowe!-
powiedział Yogi, gdy przykleił ostatni plaster na czoło Yuki.
Gdy wyszli od
Hirato, udali się do lekarza, którym był miły, starszy pan z długą siwą brodą,
krzaczastymi brwiami i białym cylindrem na łysej głowie. Zdezynfekowali jej
rany, ale Yogi uparł się, aby przykleić na nie plastry. Także gdy skończyli, na
ciele Yuki prawie nie było miejsca, które nie byłoby zaklejone opatrunkami,
włącznie z twarzą.
-Dziękuję
panu, i tobie też, Yogi.- powiedziała Yuki.
-Nie ma za
co. Dobrze, to teraz pójdziemy po jakieś inne ubrania dla ciebie.- powiedział
Yogi, ciągnąc ją ku wyjściu i machając lekarzowi na pożegnanie.
-Dzięki, ale
nie trzeba. Są tylko lekko podarte.
-No właśnie,
dlatego je zmienimy! Nie martw się, mamy tu sporo ubrań. Chociaż może wolałabyś
najpierw wziąć prysznic?
Yogi
powiedział Yuki jak dojść do łazienki, po czym odszedł gdzieś dalej, aby nie
czuła się skrępowana. Po około pół godzinie wyszła i skierowali się do
pomieszczenia, w którym znajdowały się wszelkiego rodzaju ubrania, ułożone na
półkach.
-Proszę
bardzo, wybieraj. Będę stał za drzwiami, żebyś mogła się przebrać.
Gdy wyszedł,
Yuki podeszła do półek, w poszukiwaniu jakiś ubrań. Zdecydowała się wziąć granatową
bluzkę na ramiączkach i czarne, szerokie spodnie z paskiem, do którego można
było włożyć niedużą broń, na przykład nóż czy sztylet. Do tego założyła czarne
glany, sięgające do kolan. Było jej zimno w ręce, więc narzuciła na siebie sporą,
rozpinaną, ciemną bluzę. Zniszczone części garderoby złożyła w kostkę i
zostawiła na podłodze. Otworzyła drzwi i wyszła do Yogiego.
-Gotowa.
-Ładnie w tym
wyglądasz. Chociaż trochę agresywnie- zaśmiał się Yogi, gdy spojrzał na jej
buty i pasek.
-Przezorny
zawsze ubezpieczony- Yuki uśmiechnęła się do niego.
-To co, teraz
idziemy znowu do Hirato. Jestem ciekawy, o co może mu chodzić.
Tak więc
wrócili do pokoju, w którym byli wcześniej, jednak liczba osób przebywających w
pomieszczeniu zwiększyła się. Teraz znajdowali się tam jeszcze dwaj chłopacy.
Jeden z nich wyglądał na raczej młodego, drugi mógł być w wieku Yuki, chociaż
wyglądał dość poważnie przez raczej niezbyt przyjazny wzrok i twarz częściowo
zasłoniętą czarnymi włosami.
-Jesteśmy!
-Dobrze,
siadajcie proszę.- powiedział Hirato pokazując na jedną z granatowych sof, sam
zmierzając w ich kierunku. Usiadł koło tamtych dwóch chłopaków, a Yuki i Yogi
zajęli miejsce naprzeciwko niego, koło Tsukumo, która wstała i podeszła do
biurka. Wzięła z niego jakieś dokumenty i podała je Hirato.
-Na początek,
chciałbym przeprosić cię, Yuki, za moje niekulturalne zachowanie. Zapytałem cię
o osobiste sprawy, a sam się nawet nie przedstawiłem. Jestem Hirato, Kapitan
Statku Drugiego organizacji Cyrk. Mam nadzieję, że Yogi wytłumaczył ci, czym
jest nasza organizacja? Zakładam, że mieszkając w lesie, nie miałaś wcześniej o
tym pojęcia.
-Tak,
wszystko mi pokrótce wyjaśnił. Jednak nie rozumiem twojej reakcji, Hirato, gdy
usłyszałeś moje nazwisko.
-Tak, za to również
przepraszam, już ci to wyjaśniam. Lecz niestety, będziemy musieli porozmawiać o
sprawach, jak sądzę, przykrych dla ciebie.
-Hirato,
przestań! Brzmisz strasznie!- krzyknął Yogi, a ciemnowłosy chłopak siedzący
naprzeciwko wzniósł oczy do sufitu i pokręcił głową. Przez cały czas przyglądał
się Yuki, tak, jakby ją rozpoznawał.
-Przepraszam, ale chciałbym teraz wszystko
wyjaśnić. Możemy, Yuki?
Spojrzała na
niego i pokiwała głową.
-Dobrze.
Zacznijmy więc od tego, że zdziwiłem się słysząc twoje nazwisko, ponieważ
znałem ludzi, którzy nazywali się Suzushi. I wiedziałem o tym, że parę lat temu
zmarli. Dlatego właśnie spytałem cię o twój wiek.
-Rozumiem. Pomyślałeś,
że jestem ich córką?
-Dokładnie.
Kazałem moim ludziom zebrać dla mnie informacje o nich. I udało mi się
potwierdzić, że to prawda. Jesteś dzieckiem tych ludzi.
Yuki była w
szoku. Jak to? Czy to oznaczało, że Hirato znał jej rodziców? Wiedział, w jaki
sposób zginęli? Odezwała się drżącym głosem:
-Skąd masz
pewność, że to co mówisz jest prawdą?- Yuki była zła na siebie za to drżenie w
głosie.
-Mam swoje
źródła, które nigdy nie kłamią. Dowiedziałem się, że zginęli dokładnie
jedenaście lat temu oraz że mieli córkę, która nadal żyje, i nazywa się
Yuki. Mówiłaś, że nie pamiętasz, jak się nazywali? Doznałaś amnezji?
Yuki nie
odpowiadała. Rzeczywiście, nie pamiętała pierwszych lat swojego życia, ale czy
powinna mu o tym mówić?
-Z twojego
milczenia wnioskuję, że tak. Ile nie pamiętasz?- powiedział po chwili Hirato.
Yuki
spiorunowała go wzrokiem.
-Zapomniałam
wszystkiego o pierwszych pięciu latach swojego życia. Tak jakbym zaczęła żyć i
funkcjonować dopiero po śmierci moich rodziców! A wiesz co jest najgorsze?
Kiedy tylko próbowałam przypomnieć sobie, czy ktokolwiek kiedykolwiek
powiedział mi coś o nich czy ich śmierci, miałam kompletną pustkę w głowie!-
Yuki była zszokowana tym, że nagle tak po prostu im o tym powiedziała- tak
było, a przynajmniej aż do dzisiaj- dodała już o wiele ciszej.
-Chcesz się
tego dowiedzieć? Chcesz wiedzieć w jaki sposób zginęli?
Yuki
siedziała bez ruchu, nie wiedząc, co ma zrobić.
-Chcesz to
wiedzieć?- powtórzył swojego pytanie Hirato.
Wszyscy w
pomieszczeniu spojrzeli na Yuki, która oparła łokcie o kolana i spuściła głowę
w dół. Po paru minutach ledwie zauważalnie skinęła głową.
-Jesteś
pewna?- spytał Yogi patrząc na nią ze współczuciem.
-Tak-
odpowiedziała Yuki zaskakująco pewnym głosem.
-Dobrze, w
takim razie zacznijmy od początku. Twoi rodzice nazywali się Misaki i Hachiro
Suzushi.
„Ładne
imiona”- pomyślała Yuki, śmiejąc się w duchu z tego, że w takim momencie zwraca
uwagę na takie rzeczy.
-Przez parę
miesięcy z nimi pracowałem, ponieważ gdy dołączyłem do Cyrku, oni byli już jego
członkami. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Byli świetni w strategicznym myśleniu
i walce, zawsze swoje misje zakańczali z powodzeniem. Pewnego dnia postanowili
opuścić Cyrk i wziąć ślub, ponieważ Misaki zaszła w ciążę. Ostatni raz
widziałem ich właśnie na ich ślubie. Parę lat później dowiedziałem się, że
zginęli. Nie, właściwie zginęli to złe określenie. Zostali zamordowani.
Yuki
gwałtownie uniosła głowę i rozszerzonymi oczami popatrzyła na Hirato. Nagle
złapała się za głowę i zamknęła oczy. Zaczęła drżeć, a na jej twarzy pojawiła
się pojedyncza łza.
-Ja..pamiętam.
Pamiętam to. Byłam tam. Widziałam ich śmierć! Ten człowiek...nie,
to nie był człowiek...
-Masz rację,
to nie był człowiek. To był potwór, Varuga. Właśnie z takimi jak oni walczą
Statek Pierwszy i Drugi. I jest mi okropnie przykro, że musiałaś na to patrzeć.
To musiał być straszny widok.
Yuki ściskała mocno swoją głowę, a po jej twarz spływało coraz
więcej łez. Yogi położył dłoń na jej ramieniu, jakby chcąc dodać jej otuchy.
Sam wyglądał tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać.
-Pamiętam
to...pamiętam..jak wszedł do domu. Jak łamał ich kości. Rozszarpywał ich skórę.
Wgryzał się w ciała. Pamiętam...
Jednak nie
powiedziała, co jeszcze pamiętała. Zemdlała.