Rozdział 1 (z perspektywy Sandry)
Gdy obudziłam
się był już ranek. Próbowałam przypomnieć sobie co wydarzyło się poprzedniej
nocy, jednak przeszkadzał mi w tym tępy ból w głowie. Po chwili bezczynnego
leżenia na ziemi pokrytej grubą warstwą śniegu, zaczęłam sobie przypominać co
się wydarzyło. Pamiętam, że jak zawsze wyszłyśmy z Umeki na polowanie i...
Umeki!
Gwałtownie
podniosłam się z ziemi. Nie był to dobry pomysł, gdyż zaraz zaczęło mnie mdlić
i przed oczami pojawiły mi się ciemne plamki. Powoli uklękłam na kolanach i
zamknęłam oczy. Uspokoiłam oddech. Dopiero po paru minutach powoli podniosłam
głowę i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu przyjaciółki. Nigdzie jej nie
było.
-UME! UMEKI!
Ciężko było
mi rozpoznać własny głos, tak był zachrypnięty. Dopiero teraz zorientowałam
się, jak bardzo jestem ranna. Liczne czerwono-fioletowe siniaki oraz rany
(większość jeszcze otwarta) poorały moją
skórę w wielu miejscach. Prawa stopa była spuchnięta, i chyba złamana-ledwo nią
poruszałam i okropnie bolała. Nie widziałam nic na lewe oko ,było strasznie
zakrwawione i spuchnięte. Nadal miałam skrzydła, a prawe było mocno poranione w
dwóch miejscach i lekko się zaginało. Gardło paliło za każdym razem gdy
przełykałam ślinę, więc starałam się robić to jak najrzadziej. Na początku ją
wypluwałam, ale przeraził mnie jej szkarłatny kolor, więc przestałam to robić.
W buzi czułam metaliczny posmak. Moje ubranie było w wielu miejscach
postrzępione, mokre i brudne, głównie od
krwi. Powoli wstałam. Kulejąc, udało mi
się dotrzeć do małego, zamarzniętego źródełka wody. Zawsze nosiłam w bucie
zapasową strzałę (posiadałam piękny, drewniany łuk oraz kołczan ze strzałami,
ale nie było ich nigdzie w pobliżu) i teraz wyciągnęłam ją i zaczęłam uderzać w
taflę lodu. Po dłuższym czasie, z niemałym trudem udało mi się przebić lód i
dostać się do lodowatej wody. Najpierw przepłukałam sobie buzię oraz umyłam
rany, a później się napoiłam. Następnie oparłam się o drzewo i starałam się
sobie przypomnieć szczegółowo wydarzenia z wczorajszej nocy.
***
-Sandra!
Chodźmy zapolować!- błagała mnie Ume już od parunastu minut.
-Po co?
Przecież mamy jeszcze co jeść.
-Jest teraz
zima, więc ciężej będzie coś upolować. A dzisiaj jest wyjątkowo spokojnie, więc
to idealna okazja żeby zapuścić się trochę dalej.
-Dalej?
Trochę
jeszcze ponarzekałam, ale w końcu (zresztą jak zawsze) uległam i zgodziłam się
pójść. Stwierdziłyśmy, że najlepiej będzie zapuścić się w las znajdujący się w
pobliżu gór. Jako, że zapowiadała się długa wędrówka, ubrałyśmy się w ciepłe
płaszcze oraz wysokie, ocieplane obuwie.
Jak zwykle ja do jednego buta włożyłam zapasową strzałę, w razie gdyby kołczan
został mi odebrany, a Umeki drewniany nóż , który, tak samo jak mój łuk i
strzały, wyrzeźbiła z drewna swoim sztyletem. Miała go od zawsze,
prawdopodobnie była to jej rodzinna pamiątka. Nigdy się z nim nie rozstawała.
Ostrze wykonane było ze stali, ząbkowane, z wyrytymi enochiańskimi znakami.
Rękojeść została zrobiona z ciemnego drewna. Włożyła swoją broń za pas i
stanęła z szerokim uśmiechem koło drzwi- uwielbiała chodzić na polowania.
-Gotowa?
-spytała.
Założyłam na
plecy kołczan ze strzałami, wzięłam łuk do ręki i podeszłam do przyjaciółki.
Wyszłyśmy na zewnątrz i od razu ruszyłyśmy w drogę. Spojrzałam jeszcze na naszą
chatkę-była jednoizbowa, wyglądała właściwie jakby miała się zaraz rozpaść, no
i stała w odosobnionym miejscu więc nie było potrzeby aby zapewniać jej
dodatkową ochronę. Planowałyśmy wrócić jeszcze tego samego dnia, pod wieczór,
ewentualnie w nocy. Odwróciłam się i dołączyłam do Ume, która była już spory
kawał przede mną.
Po półtorej
godziny drogi udało nam się dojść do wyznaczonego celu. Polowanie zajęło nam
koło dwóch godzin, ale byłyśmy z siebie bardzo zadowolone. Dużo upolowałyśmy, razem
koło czternastu sztuk różnego rodzaju zwierząt. Zadowolone wypatroszyłyśmy zwierzynę,
uzyskane mięso nabiłyśmy na znalezione kije i ruszyłyśmy w drogę powrotną do
domu. Było już dość ciemno, więc Ume jedną ręka trzymała kij z mięsem oparty o jej
ramię, a w drugiej przyzwała jasne błyskawice, aby oświetlić nam drogę.
Umeki Hikari jest magiem władającym
elektrycznością. Może na to nie wygląda, ale jej magia jest bardzo potężna.
Potrafi stworzyć nowe, często bardzo przydatne przedmioty, może władać
wszystkim co ma w sobie choć trochę energii elektrycznej. Największą zaletą tej
magii jest to, że może porazić człowieka prądem o dowolnej mocy. Może tym
spowodować nawet paraliż bądź śmierć. Jednak Ume rzadko korzysta ze swojej
magii, wiążą się jej z nią złe wspomnienia. Obie jesteśmy magami, jednak bardzo
rzadko używamy swoich umiejętności. Raz
na dwa miesiące trenujemy, aby całkowicie
nie stracić naszych mocy, bo i tak mamy nad nimi bardzo słabą kontrole.
Ostatnimi czasy coraz częściej używałyśmy naszych umiejętności, chyba powoli
zaczynałyśmy je kontrolować. Moja magia jest niestety bardzo trudna do
opanowania. Magia Zamiany Dusz- starożytny, właściwie zapomniany już rodzaj
magii. Polegała ona na tym, że mogłam przyzwać inną duszę, tak, że mój wygląd,
siła oraz moc się zmieniały. Jako, że mało trenowałam posiadałam zaledwie jedną
duszę- Angel Soul. Jak dla mnie było to i tak dużo. Rzadko udawało mi się
przyzwać ją w całości. Najczęściej przyzywałam same skrzydła bądź magię. To mi
wystarczyło.
Szłyśmy tak przez jakiś czas drogą oświetlaną
przez magię Umeki, słychać było tylko chrzęst śniegu pod naszymi stopami. Wtem
usłyszałam jakiś szelest niedaleko nas. Przystanęłam. Ume odwróciła się w moją
stronę, lekko zdziwiona, i już chciała otworzyć usta, żeby spytać się mnie
czemu stanęłam, jednak gestem nakazałam jej żeby była cicho. Od razu jej
czujność wzrosła i zaczęła uważnie rozglądać się wokół siebie, nasłuchując.
Sięgnęłam za plecy, dobyłam strzałę z kołczanu i umieściłam ją na łuku. Nagle zobaczyłam
jakiś ruch między drzewami, w lesie, który niedawno opuściłyśmy. Spojrzałam na
Umeki, która nie spuszczała wzroku z miejsca, w którym przed chwilą coś się
poruszyło. Ostrożnie odłożyła swój kij z mięsem i sięgnęła po sztylet. Zrobiłam
to samo, i w momencie, gdy naciągnęłam cięciwę, gotowa do ewentualnego strzału,
coś śmignęło obok Ume i wbiło się w ziemię za nią. Na jej policzku pojawiło się
czerwone, lekkie nacięcie, z którego popłynęła cienka strużka krwi. Obejrzałam
się za siebie i zobaczyłam leżący na ziemi nóż. Gdy odwróciłam się ponownie w
stronę drzew, ludzie którzy nas zaatakowali pokazali nam się. Byli to sami
mężczyźni. Po szybkim przeliczeniu stwierdziłam, że jest ich pięciu. Kątem oka
spojrzałam na Umeki, jednak ta w jednej ręce pewnie trzymała swój sztylet, a w
drugiej nóż, który musiała podnieść z ziemi. Stała w pełnym skupieni, w każdej
chwili skłonna zaatakować. Przybrałam podobną postawę i wzrokiem oceniłam
przeciwników. Każdy z nich był uzbrojony, głównie w noże. Niedobrze. Dość wysocy,
niezbyt umięśnieni. Przy odrobinie
szczęścia wyjdziemy z tego z paroma ranami i stracimy większość upolowanej
zwierzyny. Gdy jeden z nich odwrócił się, aby przekazać coś drugiemu, stojącemu
za nim, szybko uniosłam łuk i posłałam strzałę w jego kierunku. Po chwili dało
się słyszeć jego krzyk. Strzała wbiła mu się w oko. Miał jednak szczęście, że
nie strzelałam do niego z bliska, inaczej umarłby na miejscu. Teraz jednak, z
takiej odległości, nie mogła się wbić zbyt głęboko, ale na pewno nie będzie więcej
widział na to oko, ani nie będzie zdolny do dalszej walki.
Doskonale.
Jednego
mniej.
Pozostali
spojrzeli na swojego kompana, zdziwieni, wściekli i jakby lekko...przerażeni?
Jedno jest pewne- w ich oczach czaiła się chęć zemsty. Miałam nadzieję, że sobie
z nimi poradzimy. Gdy zaczęli biec w naszą stroną wyciągnęłam kolejną strzałę z
kołczanu-tym razem dużo sprawniej- i nałożyłam na łuk. Już naciągnęłam cięciwę,
gotowa oddać kolejny precyzyjny strzał, gdy strzała... pękła. Zdziwiona
spojrzałam na drzazgi które pospadały na ziemię, i gdy podniosłam wzrok,
napotkałam drwiący uśmieszek jednego ze zbirów. Nawet nie zauważyłam, że został
na skraju lasu. Stał tam z wyciągniętą ręką, emanującą jasnym, oślepiającym
blaskiem.
Mag.
Moje
rozmyślania przerwał bolesny ból w
prawej stopie. Spojrzałam na nią, i mimo, że miałam ubranego buta, było widać,
że jest wygięta pod dziwnym, nienaturalnym kątem. Krzyknęłam, nie tyle z bólu,
co bardziej z frustracji. Chwyciłam kolejną strzałę, jednak nawet nie zdążyłam
umieścić jej na łuku, a już pękła. Teraz byłam już pewna.
Był to mag potrafiący za pomocą magii łamać różne rzeczy. Nawet kości.
Uznałam, że
któraś z nas musi się nim zająć, bo mając go w swoich szeregach mają nad nami
przewagę. Dotknęłam swojej skroni i pomyślałam:
-Umeki,
wśród nich jest mag. Zajmę się nim, ale
musisz mnie zabezpieczyć przed resztą.
Dzięki
władaniu magią Zamiany Dusz mogłam połączyć się telepatycznie z każdym, kto
aktualnie znajdował się w zasięgu mojego wzroku. Nie mam pojęcia, jaki związek
ma telepatia z zamianą dusz-może ma, może nie-w każdym razie magowie którzy
posiadali taką magie, posiadali również tą umiejętność. Nie, żebym na to
narzekała, po prostu często mnie to zastanawiało.
Spojrzałam na
Umeki, a ona ledwie zauważalnie kiwnęła głową, aby nie wzbudzić ich podejrzeń.
Zaczęła walczyć jeszcze zacieklej. Wymachiwała nożem i sztyletem na wszystkie
strony, zadając swoim przeciwnikom mniej lub bardziej głębokie rany. Powoli
widać było u niej zmęczenie. Ja tymczasem podeszłam do maga, kulejąc. Starałam
się, mimo rwącego bólu w stopie, przybrać wyzywającą minę. Jednak mój
przeciwnik nie patrzał na mnie. Patrzał na coś, co znajdowało się ze mną. Lekko
odwróciłam głowę, tak, żeby nadal kątem oka widzieć "łamiącego" maga.
Ale to, co zobaczyłam totalnie mnie zamurowało.
Jeszcze jeden
mag.
Było ich
dwóch.
Na dodatek
miałam sama z nimi walczyć. Ranna. Niedoświadczona.
O cholera.
Znałam magię
tego drugiego maga. To Podmiana Broni. Przy doświadczonym magu jest to bardzo
niebezpieczna moc. Może dzięki niej przyzwać różnego rodzaju bronie. Jednak
słyszałam, że podczas walki bardzo ciężko szybko podmienić broń. Jednakże w Fiore jest jedna
kobieta..Elsa..Erza..która podobno oprócz broni podmienia również zbroje, i
potrafi zrobić to parę razy podczas jednej walki. Dzięki temu znana jest jako
Tytania. Jednak wątpię, aby mag który
stoi teraz przede mną posiadał równie niesamowite umiejętności.
W momencie
gdy odwróciłam się do niego trzymał w ręku zwykły, srebrny miecz. Jednak mnie
interesowało coś innego. Za jego plecami toczyła się walka Umeki, i wyglądało
na to, że jej sytuacja prezentowała się podobnie jak moja. Była bardzo
zmęczona, wskazywała na to para, która cały czas pojawiała się obok jej ust, co
znaczyło, że coraz trudniej było złapać jej oddech. Miała na sobie sporo ran
jak na nią. Jednak wierzyłam, że sobie poradzi. Teraz jednak musiałam się
skupić na mojej obecnej sytuacji. Nie mogłam używać łuku, ani strzał, bo zostaną złamane. Jestem
dosyć silna, ale walcząc z dwoma naraz nie dam sobie rady. Pozostawało mi tylko
jedno- użyć magii. W momencie gdy o tym
pomyślałam jeden z nich podmienił swój miecz na ogromny, żelazny topór i
trzymając go oburącz zaczął biec na mnie z walecznym okrzykiem. Jednak nie
wiedział o tym, że ja również posiadam magiczne zdolności. W jednej chwili
poczułam przyjemne mrowienie na plecach, gdy zaczęły mi z nich wyrastać piękne,
czarne skrzydła anielskie, przyzwane przeze mnie dzięki Magii Zamiany Dusz. Mag
Podmiany Broni, gdy zobaczył mnie ze skrzydłami, pojął, że łatwo mogę odlecieć
i wyminąć się od jego ataku. Chciał zwolnić, jednak biegł ze zbyt dużą
prędkością i ciężką bronią w dłoniach, przez co gdy ja wzleciałam do góry, on
wbiegł na swojego towarzysza, który jeszcze parę sekund temu stał za mną. Obaj
przewrócili się na śnieg, a "łamiący mag" zaczął przeklinać i wrzeszczeć
na swojego kolegę, co on najlepszego wyprawia. Ja tymczasem spokojnie unosiłam
się w powietrzu i ze złośliwym uśmieszkiem spoglądałam na tą scenę. Chciałam
wykorzystać nieuwagę moich przeciwników, i sprawdzić jak radzi sobie Umeki,
jednak to był błąd- w jednej chwili poczułam ból w dwóch miejscach, a potem już
w całym ciele. Obydwoje rzucili we mnie nożami, jeden trafił we wcześniej już
zranioną nogę, drugi w prawe skrzydło. To był właśnie ich minus-cios w skrzydła
bolał tak, jakby ktoś łamał mi wszystkie kości jednocześnie. Ból rozchodził się
po całym ciele i był nie do wytrzymania. Wrzasnęłam i zaczęłam szybko spadać na
ziemię. Odwróciło to uwagę Umeki i w momencie gdy się odwróciła otrzymała mocny
cios pięścią w tył głowy. Zatoczyła się i upadła. Ja tymczasem leżałam na
ziemi, w coraz większej kałuży krwi. Mojej krwi. Wiłam się i wrzeszczałam z
bólu. Moi przeciwnicy podeszli do mnie,
z triumfującym uśmieszkami na twarzach boleśnie wyjęli noże z mojej nogi i
skrzydła, po czym dołączyli do pozostałych towarzyszy, po drodze bezlitośnie
kopiąc mnie w twarz, jakby nie zadali mi wystarczającego bólu. Śmiejąc
się głośno pobili Umeki aż straciła przytomność, związali ją sznurem i
jeden z nich przewiesił ją sobie przez ramię.
-Nasz pan
będzie zadowolony!
-Tak, na pewno
solidnie nas wynagrodzi!
Było to
ostatnie co usłyszałam nim pochłonęła mnie ciemność.
***
Tak, teraz
sobie wszystko przypomniałam. Wiedziałam już co muszę zrobić. Pomóc Umeki, i to
jak najszybciej. Jednakże, nie w tym stanie. Na pewno w pobliżu znajduje się
jakaś wioska, czy miasto, a tam może znajdzie się ktoś, kto znajdzie dla mnie
trochę litości i mi pomoże.
Powoli
wstałam i spojrzałam na drzewa. Dzięki drzewom porośniętym mchem mogłam
stwierdzić gdzie znajduję się północ, i kulejąc ruszyłam w tamtą stronę. Mimo
bólu szłam zaciekle, mając przed sobą jeden cel- uratować Ume.
- Pragnę Cię poinformować (zgodnie z tym co mówiłam), że zostałaś nominowana do Liester Blog Avard. Serdecznie gratuluję, więcej szczegółów tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://corkakrwi.blogspot.com/